Uczestnicy rowerowego rajdu \"Europejskimi śladami Stepana Bandery\" przejechali 5 sierpnia przez centrum Lwowa. Jak poinformowali księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego zszokowani tym widokiem polscy mieszkańcy tego miasta i turyści, kolarze trzymali w rękach wielkie flagi UPA. Kolumnę otwierał policyjny radiowóz, a towarzyszyła jej honorowa asysta motocyklistów.
Minister Radek Sikorski ma ostatnie godziny na podjęcie działań w celu niewpuszczenia ukraińskich rowerzystów do Polski.
Władze Sanoka i Przemyśla ogłosiły, że nie będą interweniować w sprawie rajdu, jeśli zawita on do ich miast. Prezydenta Krakowa zapowiada natomiast baczne przyglądanie się zachowaniu imprezy przez straż miejską i policję; jeśli stwierdzone zostanie używanie przez jej uczestników symboli UPA, będzie interwencja.
Rzecznik prasowy Sanoka Waldemar Bałda poinformował media, że władze samorządowe dowiedziały się o przejeździe przez miasto rajdu z pisma władz miasta partnerskiego - Drohobycza, które przysłały pismo na prośbę władz Lwowa.
"Jeśli chodzi o sam rajd, to władze samorządowe Sanoka nie są stroną uprawnioną do podejmowania kroków mających na celu zablokowanie przejazdu rowerzystów. Polska jest wolnym krajem, a ruchem na drogach publicznych kierują powołane do tego instytucje. Jeśli uczestnicy rajdu zostaną wpuszczeni na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, władze Sanoka nie mają możliwości zabronić im przejazdu przez nasze miasto" - napisał Bałda w rozdanym dziennikarzom oświadczeniu.
Jak zaznaczył, władze miasta poinformowały jednak policję i straż miejską o przejeździe przez Sanok rowerzystów. Jeśli impreza o charakterze kolarskim, jakim jest rajd, nabierze "niepożądanego wymiaru politycznego", urząd miasta zawiadomi o tym odpowiednie organa państwowe.
Również władze Przemyśla nie zamierzają podejmować żadnych decyzji w tej materii. Jak powiedział Witold Wołczyk z kancelarii prezydenta Przemyśla, ze strony samorządu nie będzie reakcji na rajd.
Do władz województwa podkarpackiego napływa coraz więcej protestów od organizacji patriotycznych, kombatanckich, kresowych.
Z Krakowa ukraińscy kolarze pojadą do Oświęcimia, gdzie zamierzają uczcić pamięć dwóch braci Bandery, zamordowanych w Auschwitz. Miejscowi radni mówią wprost, że rajd uderza w dobre imię miasta. Przypominają, że Bandera ma krew na rękach i domagają się od prezydenta swojego Janusza Marszałka zdecydowanej reakcji.
"- W Oświęcimiu i okolicach żyją ludzie, którzy pamiętają lata ostatniej wojny światowej, w czasie której Ukraińcy, w tym tak zwani banderowcy, wymordowali z wielkim okrucieństwem setki tysięcy Polaków zamieszkujących Wołyń, Polesie i inne ziemie Kresów południowo-wschodnich" - powiedział "Polsce-Gazecie Krakowskiej" Włodzimierz Paluch, były wiceprezydent Oświęcimia, dziś radny miejski z Klubu Radnych Lewicy, działający w Towarzystwie Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Oświęcimiu.
Napisał on list do prezydenta miasta. Poparli go miejscowi radni z Prawa i Sprawiedliwości.
"- Protestujemy przeciwko relatywizowaniu historii i gloryfikowaniu osoby Stepana Bandery. Nie pozwolimy, aby Oświęcim i jego mieszkańcy byli wykorzystywani w promocji tego przedsięwzięcia w tak skandaliczny sposób. Ten rajd ma głęboko zakorzeniony podtekst polityczny i nacjonalistyczny" - powiedzieli dziennikarzowi "P-GK".
Marszałek na razie milczy. Jego rzeczniczka prasowa potwierdza, że prezydent otrzymał pismo od radnych, ciężko mu jednak komentować coś, o czym nie ma pełnej wiedzy. Oficjalnie o przejeździe rajdu przez Oświęcim nic nie wiadomo.
Wedle niepotwierdzonych informacji rajd "Europejskimi śladami Stepana Bandery" ma przekroczyć granicę Polski 7 sierpnia w Medyce.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE