O tym, że nasze życie publiczne pozostawia wiele do życzenia w niemal każdej sferze, nie trzeba, niestety, nikogo przekonywać. Szczególnie złą opinię mają w oczach zdecydowanej większości społeczeństwa politycy i to bez względu na przynależność partyjną.
Właśnie dlatego kombatanci wystosowali list do prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz o zorganizowanie godnej uroczystości w 65. rocznicę godziny "W", przez co rozumieją brak na niej polityków.
Natłok oficjalnych gości powoduje bowiem konieczność odgrodzenia ich bramkami, barierkami i funkcjonariuszami Biura Ochrony Rządu od najważniejszych w tym dniu osób, czyli powstańców, a także wywołuje niestosowne dla tego miejsca reakcje. Tak było w zeszłym roku, kiedy jednych polityków wygwizdywano, innych witano zaś brawami, co przypominało bardziej wyborczy wiec, aniżeli patriotyczną ceremonię.
Adresatka listu zapowiedziała podporządkowanie się woli powstańców, którzy chcą, aby oficjalne wieńce złożyły tylko trzy delegacje: prezydent Lech Kaczyński, przedstawiciele parlamentu i władze miasta. Jeżeli inni politycy chcieliby wziąć udział w uroczystości, to tylko jako osoby prywatne.
Nie wiem, czy jest to możliwy do realizacji postulat i czy premier, członkowie rządu, kierownictwa partii politycznych oraz przedstawiciele wielu instytucji (w tym tak związanych z tradycją niepodległościową jak choćby Urząd do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, Instytut Pamięci Narodowej, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa) dobrowolnie i solidarnie zrezygnują z utworzenia oficjalnych delegacji.
Nie bardzo jestem sobie także w stanie wyobrazić, jak najważniejsi z nich mogliby stać się na ten czas osobami prywatnymi i czy premierowi, wicepremierom oraz ministrom obrony narodowej i spraw zagranicznych wolno zrezygnować z ustawowo przysługującej im ochrony, zwłaszcza podczas publicznej ceremonii.
Rozumiem postawę powstańców, ale obawiam się, że wywołali oni kolejną emocjonalną i pełną politycznej nienawiści dyskusję na temat tego, kto i dlaczego ma większe od innych prawo do publicznego zaistnienia w jednym ze świętych dla Polaków miejsc 1 sierpnia o godzinie "W".
Nade wszystko boli mnie jednak, że doszliśmy w niepodległej Rzeczypospolitej do tak żenującej sytuacji, w której kombatanci obawiają się na swojej uroczystości demokratycznie wybranych władz, a politycy - choć oczywiście nie wszyscy - cynicznie żerują na uczuciach patriotycznych.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE