Czy Polacy powinni czcić pamięć niemieckich oficerów, którzy spiskowali przeciw Adolfowi Hitlerowi, a nawet przygotowali i przeprowadzili nieudany zamach na niego?
Czy podkreślając deklarowaną przez nich niechęć do narodowego socjalizmu i wiodącego III Rzeszę ku zgubie dyktatora nie idealizujemy ludzi, którzy przez kilka lat bez skrupułów podbijali na jego rozkaz kolejne kraje, a do opozycji przystąpili dopiero wówczas, kiedy sytuacja na frontach groziła Niemcom totalną katastrofą?
Czy nie lepiej być - zwłaszcza w Polsce - bardziej powściągliwym w ocenie tych ludzi, których symbolem stał się dla świata pułkownik Claus von Stauffenberg?
Takie pytania nasuwają mi się, ilekroć słyszę o jakimś akcie uhonorowania spiskowców z Wehrmachtu i próbie zrobienia z nich bohaterów. Nie wydaje mi się bowiem, aby takie zachowania były stosowne w kraju wielokrotnie najeżdżanym i pustoszonym przez Niemców, również tych, którzy pod koniec II wojny światowej wojny postanowili zgładzić Hitlera i układać się z Zachodem, oczywiście kosztem Polski, traktowanej przez nich jako naturalny łup wojenny.
Dlatego oburzył mnie udział polskich urzędników państwowych i samorządowych w odsłonięciu pomnika hrabiego Heinricha von Lehndorffa - jednego z uczestników spisku przeciw kanclerzowi III Rzeszy. Uroczystość odbyła się w setną rocznicę jego urodzin przy pałacu w Sztynorcie na Mazurach - dawnej siedzibie rodu znanych pruskich imperialistów.
Lehndorff podbijał Polskę w 1939 roku, następnie brał udział w sowieckiej kampanii Wehrmachtu. Część jego pałacu służyła w tym czasie niemieckiemu Ministerstwu Spraw Zagranicznych, przebywał w nim często Joachim von Ribbentrop. Hrabia zaangażował się w antyhitlerowski spisek dopiero pod koniec wojny i przypłacił to życiem, podobnie jak pozostali organizatorzy zamachu w Wilczym Szańcu.
Rozumiem, że tacy ludzie mogą być wynoszeni na piedestał w dzisiejszych Niemczech, ponieważ z jednej strony zaprotestowali przeciw reżimowi hitlerowskiemu, z drugiej byli zaś lojalnymi oficerami Wehrmachtu, czyli kontynuowali odwieczną (a śmiem twierdzić, że nadal aktualną), germańską ideę podbojów i powiększania przestrzeni życiowej (Lebensraum), zwłaszcza na wschodzie Europy. W stosunku do nich znakomicie łączą się więc politycznie słuszne w naszych czasach ideały demokracji, wolności, praw człowieka itp. z drzemiącą w wielu niemieckich umysłach pruską butą i poczuciem wyższości wobec innych narodów (nie muszę przypominać, jakie były ich skutki).
Zdecydowanie nie podoba mi się więc, że pomniki ku ich czci wznoszone są w Polsce, o której wyrażali się oni zawsze nader pogardliwie (wynika to z zachowanych notatek) i którą uważali za kraj podludzi, nadających się jedynie na niewolników dla aryjskiej rasy panów, co udowodnili wieloma swoimi czynami. Czy rzeczywiście zasłużyli sobie na naszą dobrą pamięć, czy też kolejny raz dajemy się historycznie zbałamucić?
Jerzy Bukowski
Czy nie lepiej być - zwłaszcza w Polsce - bardziej powściągliwym w ocenie tych ludzi, których symbolem stał się dla świata pułkownik Claus von Stauffenberg?
Takie pytania nasuwają mi się, ilekroć słyszę o jakimś akcie uhonorowania spiskowców z Wehrmachtu i próbie zrobienia z nich bohaterów. Nie wydaje mi się bowiem, aby takie zachowania były stosowne w kraju wielokrotnie najeżdżanym i pustoszonym przez Niemców, również tych, którzy pod koniec II wojny światowej wojny postanowili zgładzić Hitlera i układać się z Zachodem, oczywiście kosztem Polski, traktowanej przez nich jako naturalny łup wojenny.
Dlatego oburzył mnie udział polskich urzędników państwowych i samorządowych w odsłonięciu pomnika hrabiego Heinricha von Lehndorffa - jednego z uczestników spisku przeciw kanclerzowi III Rzeszy. Uroczystość odbyła się w setną rocznicę jego urodzin przy pałacu w Sztynorcie na Mazurach - dawnej siedzibie rodu znanych pruskich imperialistów.
Lehndorff podbijał Polskę w 1939 roku, następnie brał udział w sowieckiej kampanii Wehrmachtu. Część jego pałacu służyła w tym czasie niemieckiemu Ministerstwu Spraw Zagranicznych, przebywał w nim często Joachim von Ribbentrop. Hrabia zaangażował się w antyhitlerowski spisek dopiero pod koniec wojny i przypłacił to życiem, podobnie jak pozostali organizatorzy zamachu w Wilczym Szańcu.
Rozumiem, że tacy ludzie mogą być wynoszeni na piedestał w dzisiejszych Niemczech, ponieważ z jednej strony zaprotestowali przeciw reżimowi hitlerowskiemu, z drugiej byli zaś lojalnymi oficerami Wehrmachtu, czyli kontynuowali odwieczną (a śmiem twierdzić, że nadal aktualną), germańską ideę podbojów i powiększania przestrzeni życiowej (Lebensraum), zwłaszcza na wschodzie Europy. W stosunku do nich znakomicie łączą się więc politycznie słuszne w naszych czasach ideały demokracji, wolności, praw człowieka itp. z drzemiącą w wielu niemieckich umysłach pruską butą i poczuciem wyższości wobec innych narodów (nie muszę przypominać, jakie były ich skutki).
Zdecydowanie nie podoba mi się więc, że pomniki ku ich czci wznoszone są w Polsce, o której wyrażali się oni zawsze nader pogardliwie (wynika to z zachowanych notatek) i którą uważali za kraj podludzi, nadających się jedynie na niewolników dla aryjskiej rasy panów, co udowodnili wieloma swoimi czynami. Czy rzeczywiście zasłużyli sobie na naszą dobrą pamięć, czy też kolejny raz dajemy się historycznie zbałamucić?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Przysięgłe tłumaczenia akceptowane w USA i w Polsce. Usługi notarialne w GES Translation Services
Na wycieczki po USA w listopadzie i grudniu 2024 r. zaprasza agencja Polonez Shipping w Nowym Jorku
Polski adwokat w Linden. Na sprawy imigracyjne, kryminalne i wypadkowe w New Jersey Michael Brucki
Meble, materiały na remont kuchni i łazienek w NJ. Polskie sklepy BJ Floors and Kitchen
Wysyłka paczek i pieniędzy do Polski z Passaic w polskiej agencji Nova Travel otwartej też w niedzielę
Paderewski is Back to NY, Festival Opening Concert w Nowym Jorku w Kaufman Music Cente
Stypendia Instytut Rozwoju Języka Polskiego
zobacz wszystkie