Kiedy zachodnie mocarstwa cofnęły w 1945 roku uznanie rządowi Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie, pewien angielski dyplomata, a zarazem arystokrata, użaliwszy się nad losem jednego ze swych wieloletnich partnerów poważnych rozmów politycznych z polskiej strony, zaproponował mu – pewnie w dobrej wierze – nieźle płatną posadę w swoich dobrach. Na co usłyszał odeń znakomitą ripostę:
Ta autentyczna, opisana przez Stanisława Cata-Mackiewicza historia nasunęła mi się na myśl, kiedy przeczytałem w „Super Expressie”, że rzecznik polskiego rządu Paweł Graś jest...dozorcą w posiadłości niemieckiego biznesmena.
Tak, to nie pomyłka: minister rządu RP mieszka za darmo w pięknej willi w podkrakowskim Zabierzowie, która należy do niemieckiego przedsiębiorcy Paula Rogera i nie płaci mu czynszu (na wolnym rynku obliczono, że powinno to być około 5 tysięcy złotych miesięcznie), opiekując się w zamian nieruchomością, co sam przyznał w rozmowie z dziennikarzami najpierw "SE", a potem innych gazet.
Mało tego, Graś jeszcze do niedawna był członkiem zarządu spółki należącej do Rogera, a teraz jej szefową została jego żona.
Po ujawnieniu tej informacji zawrzało w ławach sejmowej opozycji. Prawo i Sprawiedliwość uważa, że Centralne Biuro Antykorupcyjne powinno jak najszybciej prześwietlić tajemniczy związek polskiego ministra z niemieckim biznesmenem, a Sojusz Lewicy Demokratycznej sądzi, iż jest to temat dla urzędu skarbowego, skoro rzecznik rządu nie płaci podatku dochodowego z tytułu umowy, na mocy której za darmo mieszka w okazałej posiadłości.
Paweł Graś wystawił się na łatwe strzały ze strony politycznych przeciwników, którzy nie omieszkają wykorzystać tak znakomitej okazji do krytyki gabinetu Donalda Tuska. A mnie przypomina się, jakiej odpowiedzi udzielił przedwojenny polski dyplomata, kiedy oferowano mu lepiej płatną i bardziej prestiżową posadę niż dozorca, popularnie zwany cieciem.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE