Kto nie słyszał o tzw. wiecznych studentach, przedłużających sobie beztroską młodość bardzo wolnym zaliczaniem kolejnych sesji egzaminacyjnych, często biorących urlopy dziekańskie, chętnie zapisujących się na kolejne kierunki?
Rekordziści potrafią wykorzystywać wszystkie kruczki regulaminowe, by zamiast przepisowych 4-6 lat, poświęcić ich na zdobycie tytułu magistra nawet 10. Stanowią oni utrapienie władz uczelni, którym zależy, aby tok kształcenia był ściśle ograniczony, jeżeli chodzi o czas zdobywania dyplomu.
Po 1989 roku, kiedy wiele się w Polsce w różnych dziedzinach życia zmieniło, w tej materii nie odnotowano rewolucyjnych przemian. Owszem, coraz więcej studentów chce jak najszybciej uzyskać licencjat, a później ewentualnie magisterium, nie brak jednak i takich, którym prawdziwą przyjemność sprawia przenoszenie się z kierunku na kierunek, a nawet z jednej uczelni na drugą, trzecią, itd., by dopiero po kilku latach mieć pewność, co ich naprawdę interesuje. Zdarzają się również prawdziwi kolekcjonerzy dyplomów.
Minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka postanowiła położyć kres tej postawie, zaprezentowała więc projekt ustawy, która ograniczy możliwość darmowych studiów do jednego tylko kierunku. Za wpis na nowy fakultet trzeba będzie zapłacić, podobnie jak czynią to osoby studiujące w trybie zaocznym i wieczorowym. To ograniczenie nie dotknie jedynie 10 procent najlepszych studentów każdej uczelni, mogących - w nagrodę za dobre wyniki - za darmo zgłębiać wiedzę na dwóch kierunkach.
Ta prawdziwie rewolucyjna zmiana ma swoje źródło w raporcie Banku Światowego, wedle którego na bezpłatnych, czyli dziennych studiach znajdują miejsce głównie dzieci z zamożnych rodzin. I to właśnie one blokują miejsca, zajmując je na kilku kierunkach. Zdaniem Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego robi to co dziesiąty z nich. Aż 60 procent studentów płaci natomiast za swoje wykształcenie, co - zdaniem Kudryckiej - jest zbyt wysoką liczbą.
Społeczność akademicka podzieliła się w ocenie tego pomysłu. Część uważa go za słuszny, rozsądny, potrzebny i moralnie oraz społecznie uzasadniony, części nie bardzo się on podoba. Z oczywistych względów nie przypadł on do gustu "wielokierunkowym" studentom dziennym, którzy nie borykając się z problemami materialnymi nie muszą pracować, mogą więc cały swój czas poświęcić na naukę. Uważają oni, że chce im się w ten sposób ograniczyć wolność wyboru przedmiotu kształcenia, a przecież nie zawsze pierwsza decyzja bywa trafna. Chwalą go natomiast studenci wieczorowi i zaoczni, którzy chcieli pobierać nauki w trybie dziennym, ale zabrakło dla nich miejsc z opisanych wyżej przyczyn.
Propozycja minister Barbary Kudryckiej będzie oczywiście szeroko dyskutowana i trudno dzisiaj przewidywać, jaki będzie końcowy rezultat wymiany opinii na jej temat: czy w ogóle zostanie skierowana do laski marszałkowskiej, a jeśli tak, to czy parlament znowelizuje ustawę o szkolnictwie wyższym w tym właśnie duchu?
Jedno trzeba przyznać: zanim powstał projekt ograniczenia ilości darmowych kierunków wybieranych przez studentów, dobry przykład dała kadra akademicka, godząc się na redukcję własnych podwójnych, potrójnych, a niekiedy i poczwórnych etatów. Rektor ma teraz prawo nie wydać zgody zatrudnionemu u niego na tzw. pierwszym etacie pracownikowi dydaktycznemu na zatrudnienie w innej wyższej szkole. Powód jest oczywisty: podniesienie jakości kształcenia, która znacznie spadła w ostatnich latach, kiedy wielu profesorów podejmowało pracę na kilku uczelniach, nie dopełniając swych obowiązków na żadnej z nich, na co skarżyli się zwłaszcza płacący niemałe pieniądze studenci zaoczni i wieczorowi.
Jerzy Bukowski
Po 1989 roku, kiedy wiele się w Polsce w różnych dziedzinach życia zmieniło, w tej materii nie odnotowano rewolucyjnych przemian. Owszem, coraz więcej studentów chce jak najszybciej uzyskać licencjat, a później ewentualnie magisterium, nie brak jednak i takich, którym prawdziwą przyjemność sprawia przenoszenie się z kierunku na kierunek, a nawet z jednej uczelni na drugą, trzecią, itd., by dopiero po kilku latach mieć pewność, co ich naprawdę interesuje. Zdarzają się również prawdziwi kolekcjonerzy dyplomów.
Minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka postanowiła położyć kres tej postawie, zaprezentowała więc projekt ustawy, która ograniczy możliwość darmowych studiów do jednego tylko kierunku. Za wpis na nowy fakultet trzeba będzie zapłacić, podobnie jak czynią to osoby studiujące w trybie zaocznym i wieczorowym. To ograniczenie nie dotknie jedynie 10 procent najlepszych studentów każdej uczelni, mogących - w nagrodę za dobre wyniki - za darmo zgłębiać wiedzę na dwóch kierunkach.
Ta prawdziwie rewolucyjna zmiana ma swoje źródło w raporcie Banku Światowego, wedle którego na bezpłatnych, czyli dziennych studiach znajdują miejsce głównie dzieci z zamożnych rodzin. I to właśnie one blokują miejsca, zajmując je na kilku kierunkach. Zdaniem Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego robi to co dziesiąty z nich. Aż 60 procent studentów płaci natomiast za swoje wykształcenie, co - zdaniem Kudryckiej - jest zbyt wysoką liczbą.
Społeczność akademicka podzieliła się w ocenie tego pomysłu. Część uważa go za słuszny, rozsądny, potrzebny i moralnie oraz społecznie uzasadniony, części nie bardzo się on podoba. Z oczywistych względów nie przypadł on do gustu "wielokierunkowym" studentom dziennym, którzy nie borykając się z problemami materialnymi nie muszą pracować, mogą więc cały swój czas poświęcić na naukę. Uważają oni, że chce im się w ten sposób ograniczyć wolność wyboru przedmiotu kształcenia, a przecież nie zawsze pierwsza decyzja bywa trafna. Chwalą go natomiast studenci wieczorowi i zaoczni, którzy chcieli pobierać nauki w trybie dziennym, ale zabrakło dla nich miejsc z opisanych wyżej przyczyn.
Propozycja minister Barbary Kudryckiej będzie oczywiście szeroko dyskutowana i trudno dzisiaj przewidywać, jaki będzie końcowy rezultat wymiany opinii na jej temat: czy w ogóle zostanie skierowana do laski marszałkowskiej, a jeśli tak, to czy parlament znowelizuje ustawę o szkolnictwie wyższym w tym właśnie duchu?
Jedno trzeba przyznać: zanim powstał projekt ograniczenia ilości darmowych kierunków wybieranych przez studentów, dobry przykład dała kadra akademicka, godząc się na redukcję własnych podwójnych, potrójnych, a niekiedy i poczwórnych etatów. Rektor ma teraz prawo nie wydać zgody zatrudnionemu u niego na tzw. pierwszym etacie pracownikowi dydaktycznemu na zatrudnienie w innej wyższej szkole. Powód jest oczywisty: podniesienie jakości kształcenia, która znacznie spadła w ostatnich latach, kiedy wielu profesorów podejmowało pracę na kilku uczelniach, nie dopełniając swych obowiązków na żadnej z nich, na co skarżyli się zwłaszcza płacący niemałe pieniądze studenci zaoczni i wieczorowi.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Paderewski is Back to NY, Festival Opening Concert w Nowym Jorku w Kaufman Music Cente
Stypendia Instytut Rozwoju Języka Polskiego
Odszkodowanie za wypadek pracownika na budowie w Nowym Jorku. Bezpłatna konsultacja po polsku u adwokat Nicole Brenecki
Ogrzewanie w Nowym Jorku. Polski kontraktor PDP Contracting instaluje i naprawia systemy grzewcze w NY
Polski agent nieruchomości w Kolorado. Ewa Sosnowska Burg oferuje w Denver na sprzedaż: domy, mieszkania, działki...
Rozliczanie podatków na Greenpoincie. Eva Dudus w Business Consulting Corp. w Nowym Jorku
Dentysta na Bay Ridge. Protetyka i leczenie stomatologiczne dzieci i dorosłych. Polski lekarz Aneta Kozyra-Mejia
zobacz wszystkie