Tak właśnie określiłbym uczucie, jakie wywołuje we mnie wspomnienie 4 czerwca 1989 roku z dwudziestoletniej perspektywy, gdybym musiał uczynić to przy pomocy tylko jednego słowa. Skrótowość oceny eliminuje oczywiście możliwość dokonania pogłębionej syntezy, ale sprzyja za to uwypukleniu tego, co najistotniejsze i co najmocniej utkwiło w mojej świadomości.
Rozczarowało mnie - w przeddzień wyborczej niedzieli - wezwanie Lecha Wałęsy, aby poprzeć listę krajową, czyli wprowadzić do Sejmu przedstawicieli władzy głosami nie cierpiącej ich zdecydowanej większości społeczeństwa.
Rozczarowało mnie jawne tłumienie - już następnego dnia - nastroju uzasadnionego triumfu przez najważniejszych polityków opozycji demokratycznej i ich troska o ratowanie owej listy.
Rozczarowały mnie widoczne już wcześniej, ale w pełni ujawnione dopiero po 4 czerwca objawy ironii (przechodzącej niekiedy w lekceważenie, a nawet w pogardę) w stosunku do środowisk najbardziej radykalnej opozycji antykomunistycznej, które odmówiły udziału w wyborach albo też poniosły w nich druzgocącą porażkę, stając w szranki przeciw "drużynie Lecha".
Rozczarowało mnie traktowanie jako szkodników i hamulcowych przemian tych osób oraz organizacji, które uznały wyborczą klęskę komunistów jako znakomitą okazję do przyspieszenia procesu przejmowania od nich władzy.
Rozczarowały mnie coraz liczniejsze i mocniejsze - zwłaszcza na łamach "Gazety Wyborczej" - nawoływania, aby uznać PRL za państwo polskie i nie nawiązywać zbyt obficie do legalizmu konstytucyjnego, pielęgnowanego przez władze II RP na uchodźstwie, a także przez część opozycji niepodległościowej w kraju.
Rozczarowało mnie bratanie się wielu osób, które przez szereg lat symbolizowały opór przeciw reżimowi komunistycznemu z ich dawnymi prześladowcami.
Rozczarowała mnie rodząca się z dnia na dzień alienacja opozycyjnych elit, bardzo szybko przejmujących złe nawyki władzy.
Rozczarowało mnie to, że zamiast we własnym domu znaleźliśmy się w mieszkaniu zajmowanym przez dziwnych współlokatorów, w dodatku coraz bardziej pewnych siebie i spychających nas w odległe kąty.
Taki jest w mej pamięci nie tyle sam 4 czerwca 1989 roku, ale także poprzedzające go i następujące po nim tygodnie. Nie znaczy to oczywiście, że nie przeżywałem w wyborczą niedzielę euforii i nie traktowałem tego dnia jako ważnej daty w najnowszej historii Polski oraz naszej części Europy. Ale smutne refleksje naszły mnie już wkrótce potem, chociaż nie miałem jeszcze tej wiedzy o kulisach ówczesnych wydarzeń, jaką dysponujemy dzisiaj.
Dlatego na skrótowe określenie refleksji, jakie towarzyszą mi w tę rocznicę wybieram słowo "rozczarowanie", a nie "radość".
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE