W wieku 78 lat zmarł pierwszy polski zwycięzca Wyścigu Pokoju (w 1956 roku) - Stanisław Królak.
Starsi rodacy zapewne doskonale pamiętają czasy, w których ulice polskich miast pustoszały, kiedy uczestnicy tej kolarskiej imprezy zbliżali się do mety. Finisz każdego etapu transmitowało Polskie Radio, a później dołączyła Telewizja Polska. Przez wiele lat maj upływał pod znakiem Wyścigu Pokoju, a charakterystyczna fanfara przyciągała przed radioodbiorniki i telewizory miliony osób w trzech krajach, przez które mknęli kolarze. Młodszym użytkownikom poland.us przypomnę, że oprócz Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej były to również Czechosłowacja i Niemiecka Republika Demokratyczna.
Do legendy polskiego sportu przeszły słynne utarczki naszych zawodników z konkurentami ze Związku Sowieckiego. Nie wiem, ile było prawdy w powtarzanych przez kibiców plotkach o tym, że w tunelach wjazdowych na stadiony, na których kończyły się etapy (a podobno także na trasach), w ruch szły nie tylko pięści i ramiona, ale także pompki, na co ze zdumieniem patrzyli nieliczni kolarze z zachodniej Europy, biorący udział w tych wieloetapowych zawodach.
Chociaż Królak triumfował w Wyścigu Pokoju tylko raz, a Ryszard Szurkowski aż czterokrotnie (w latach 1970, 1971, 1973 i 1975), to jednak właśnie z jego nazwiskiem wiąże się wiele cudownych wspomnień polskich miłośników sportu. Był on bowiem pierwszym zwycięzcą imprezy, w której wcześniej przez osiem lat wygrywali kolarze-amatorzy (autentyczni!) z innych krajów.
Niezwykłe były też okoliczności, w których przywdział on żółtą koszulkę lidera w 1956 roku. Stało się to na etapie z Lipska do Karl-Marx-Stadt (dziś Chemnitz), w trakcie którego trzeba było pokonać strome wzniesienie w miasteczku Meerane, popularnie nazywane w wyścigowym peletonie "ścianą płaczu". Przysparzało ono wiele trudności zwłaszcza mniej doświadczonym kolarzom, którzy doznawali tam ogromnego upokorzenia na oczach tłumu widzów, czyli zmuszeni byli zsiadać z rowerów i wspinać się na nie, prowadząc je obok siebie.
Warunki atmosferyczne były tego dnia fatalne: bardzo niska temperatura, zacinający deszcz, silny wiatr. Pierwszy wjechał na "ścianę płaczu" Włoch Aurello Cestari, zyskując przewagę około 3 minut nad Królakiem. Polak ruszył jednak w szaleńczą pogoń w parze z bardzo silnym fizycznie Rumunem Constantinem Dumitrescu. Zawodnicy byli tak ubłoceni i zmoczeni, że nie dało się rozpoznać numerów na ich trykotach. Kiedy na bieżnię stadionu w Karl-Marx-Stadt samotnie wjechał tajemniczy kolarz, sprawozdawcy nie potrafili w pierwszej chwili ustalić, kto to jest. Jakaż była radość polskich dziennikarzy, kiedy rozpoznali w nim Królaka (ponoć pierwszy wykrzyczał jego nazwisko Bohdan Tuszyński).
Dramatyczny był także kolejny etap do Karlowych Warów, na którym nasz mistrz stracił do czołówki kilka minut i wydawało się, że straci swoją pozycję na rzecz Dumitrescu. Na szczęście przezwyciężył on jednak kryzys, dogonił czołówkę z Rumunem i uratował żółtą koszulkę, którą dowiózł do Pragi, gdzie kończył się w 1956 roku Wyścig Pokoju.
Jego nazwisko było wówczas na ustach wszystkich Polaków, a do kolarstwa zaczęły się garnąć tysiące młodych chłopców, z których każdy chciał być oczywiście takim mistrzem peletonu jak on.
Królaka kojarzy się głównie właśnie z tamtym triumfem, ale warto przypomnieć o innych jego sukcesach, przede wszystkim czterokrotnym mistrzostwie Polski w wyścigach szosowym, górskim i przełajowym w latach 1952-1955. Siedem razy stawał na starcie Wyścigu Pokoju (1952-1961), trzykrotnie uczestniczył (ale bez większego powodzenia) w szosowych mistrzostwach świata.
- Legenda o Królaku, o jego wyczynach i wynikach sportowych, pozostanie. Odszedł tylko fizycznie. W nas, młodych ludziach, zaszczepił aby być wielkim kolarzem i wygrywać z najlepszymi na świecie - powiedział o nim jego wielki następca Ryszard Szurkowski.
1 sierpnia 2008 roku Stanisław Królak został odznaczony przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Jerzy Bukowski
Do legendy polskiego sportu przeszły słynne utarczki naszych zawodników z konkurentami ze Związku Sowieckiego. Nie wiem, ile było prawdy w powtarzanych przez kibiców plotkach o tym, że w tunelach wjazdowych na stadiony, na których kończyły się etapy (a podobno także na trasach), w ruch szły nie tylko pięści i ramiona, ale także pompki, na co ze zdumieniem patrzyli nieliczni kolarze z zachodniej Europy, biorący udział w tych wieloetapowych zawodach.
Chociaż Królak triumfował w Wyścigu Pokoju tylko raz, a Ryszard Szurkowski aż czterokrotnie (w latach 1970, 1971, 1973 i 1975), to jednak właśnie z jego nazwiskiem wiąże się wiele cudownych wspomnień polskich miłośników sportu. Był on bowiem pierwszym zwycięzcą imprezy, w której wcześniej przez osiem lat wygrywali kolarze-amatorzy (autentyczni!) z innych krajów.
Niezwykłe były też okoliczności, w których przywdział on żółtą koszulkę lidera w 1956 roku. Stało się to na etapie z Lipska do Karl-Marx-Stadt (dziś Chemnitz), w trakcie którego trzeba było pokonać strome wzniesienie w miasteczku Meerane, popularnie nazywane w wyścigowym peletonie "ścianą płaczu". Przysparzało ono wiele trudności zwłaszcza mniej doświadczonym kolarzom, którzy doznawali tam ogromnego upokorzenia na oczach tłumu widzów, czyli zmuszeni byli zsiadać z rowerów i wspinać się na nie, prowadząc je obok siebie.
Warunki atmosferyczne były tego dnia fatalne: bardzo niska temperatura, zacinający deszcz, silny wiatr. Pierwszy wjechał na "ścianę płaczu" Włoch Aurello Cestari, zyskując przewagę około 3 minut nad Królakiem. Polak ruszył jednak w szaleńczą pogoń w parze z bardzo silnym fizycznie Rumunem Constantinem Dumitrescu. Zawodnicy byli tak ubłoceni i zmoczeni, że nie dało się rozpoznać numerów na ich trykotach. Kiedy na bieżnię stadionu w Karl-Marx-Stadt samotnie wjechał tajemniczy kolarz, sprawozdawcy nie potrafili w pierwszej chwili ustalić, kto to jest. Jakaż była radość polskich dziennikarzy, kiedy rozpoznali w nim Królaka (ponoć pierwszy wykrzyczał jego nazwisko Bohdan Tuszyński).
Dramatyczny był także kolejny etap do Karlowych Warów, na którym nasz mistrz stracił do czołówki kilka minut i wydawało się, że straci swoją pozycję na rzecz Dumitrescu. Na szczęście przezwyciężył on jednak kryzys, dogonił czołówkę z Rumunem i uratował żółtą koszulkę, którą dowiózł do Pragi, gdzie kończył się w 1956 roku Wyścig Pokoju.
Jego nazwisko było wówczas na ustach wszystkich Polaków, a do kolarstwa zaczęły się garnąć tysiące młodych chłopców, z których każdy chciał być oczywiście takim mistrzem peletonu jak on.
Królaka kojarzy się głównie właśnie z tamtym triumfem, ale warto przypomnieć o innych jego sukcesach, przede wszystkim czterokrotnym mistrzostwie Polski w wyścigach szosowym, górskim i przełajowym w latach 1952-1955. Siedem razy stawał na starcie Wyścigu Pokoju (1952-1961), trzykrotnie uczestniczył (ale bez większego powodzenia) w szosowych mistrzostwach świata.
- Legenda o Królaku, o jego wyczynach i wynikach sportowych, pozostanie. Odszedł tylko fizycznie. W nas, młodych ludziach, zaszczepił aby być wielkim kolarzem i wygrywać z najlepszymi na świecie - powiedział o nim jego wielki następca Ryszard Szurkowski.
1 sierpnia 2008 roku Stanisław Królak został odznaczony przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Paderewski is Back to NY, Festival Opening Concert w Nowym Jorku w Kaufman Music Cente
Stypendia Instytut Rozwoju Języka Polskiego
Odszkodowanie za wypadek pracownika na budowie w Nowym Jorku. Bezpłatna konsultacja po polsku u adwokat Nicole Brenecki
Ogrzewanie w Nowym Jorku. Polski kontraktor PDP Contracting instaluje i naprawia systemy grzewcze w NY
Polski agent nieruchomości w Kolorado. Ewa Sosnowska Burg oferuje w Denver na sprzedaż: domy, mieszkania, działki...
Rozliczanie podatków na Greenpoincie. Eva Dudus w Business Consulting Corp. w Nowym Jorku
Dentysta na Bay Ridge. Protetyka i leczenie stomatologiczne dzieci i dorosłych. Polski lekarz Aneta Kozyra-Mejia
zobacz wszystkie