Pewien krakowski radny (nazwiska nie wymieniam, żeby oszczędzić mu wstydu) wystąpił - całkiem na poważnie - z pomysłem, aby objąć szczególną ochroną hejnał mariacki. Wedle jego koncepcji podczas odgrywania tej melodii na Rynku Głównym i przyległych ulicach miałaby panować absolutna cisza.
Osobom mniej zorientowanym w krakowskiej tradycji śpieszę donieść, że odgrywany przez strażaka z wieży Bazyliki Najświętszej Marii Panny hejnał rozbrzmiewa co godzinę przez całą dobę. Tak więc co 60 minut w okolicy tej świątyni powinna zapanować pełna szacunku (aż chciałoby się powiedzieć: nabożna) cisza. Wykluczone byłyby głośne rozmowy, zabronione szczekanie psów i rżenie koni, wyłączyć trzeba byłoby wszystkie radioodbiorniki (nawet te nastawione w samo południe na I program Polskiego Radia, transmitujący wówczas hejnał) i odtwarzacze muzyki, swoje instrumenty musieliby odłożyć uliczni grajkowie.
Nad przestrzeganiem tych zasad mieliby czuwać funkcjonariusze straży miejskiej. Nie wiadomo jeszcze, jakie kary mogliby oni nakładać na znieważających jeden z symboli Krakowa profanów, ale warto przypomnieć, że w dawnych czasach właśnie na Rynku Głównym stał jeden z miejskich pręgierzy. Przywrócenie go (może razem z dybami?) przydałoby podwawelskiemu grodowi średniowiecznego kolorytu, stanowiąc kolejną atrakcję dla turystów. Niejeden z nich celowo wzniósłby głośny okrzyk podczas odgrywania hejnału, żeby tylko zostać w spektakularny sposób napiętnowanym - zdjęcia tudzież film z takiego wydarzenia robiłyby furorę podczas spotkań towarzyskich po powrocie do domu.
No cóż, radni miejscy miewają różne pomysły. Skoro w Częstochowie postanowili zakazać psom szczekania w nocy, w Gdańsku uchwalili całkowity zakaz palenia wyrobów tytoniowych na plażach i kąpieliskach, to nie jest wykluczone, że w Krakowie zabronią odzywania się w trakcie grania hejnału mariackiego.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE