Nie widzę nic sensacyjnego w podjętej przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych próbie przywołania do porządku jego urzędników w kwestii strojów, w jakich przychodzą do pracy. Media mają niezła zabawę, zastanawiając się, kto i w jaki sposób będzie sprawdzał, czy zasiadają oni przy swych biurkach odpowiednio ubrani, uczesani i wypachnieni.
Jeżeli tak nie jest, to mamy do czynienia z kolejnym przejawem upadku dobrych obyczajów, z jakich zawsze słynęła Polska w świecie. Najczęściej tłumaczy się to zjawisko złymi wpływami tonącego w odmętach libertyńskich nowinek Zachodu. Ale gdy spojrzeć na wygląd oraz zachowanie dyplomatów i urzędników tamtych państw, bynajmniej nie widać przypisywanej im nadmiernej swobody, ani tym bardziej rozpasania, szczególnie w ubraniowej materii.
Z dwojga złego wolę już wprowadzenie regulaminu w reprezentacyjnym ministerstwie, aniżeli panowanie w nim kompletnej anarchii w dziedzinie strojów, biżuterii, makijażu i innych ozdób. Przykro jest mi jednak, że dorosłym ludziom, którzy w dodatku zobowiązani są znać protokół dyplomatyczny, trzeba dawać instrukcje na piśmie w tak prostej – zdawałoby się – kwestii.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE