KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 21 listopada, 2024   I   02:04:24 PM EST   I   Janusza, Marii, Reginy

Z reguły pieczemy najpierw ciasto i dokładamy wszelkich sił, aby smakowało jak najlepiej, zanim go pokroimy i skonsumujemy. Sytuacja odwrotna wydaje się być nieco bardziej skomplikowana, tzn. próbować podzielić ciasto, które nie zostało jeszcze upieczone.

Kojarzy się to trochę z różnymi tendencjami w ramach kształtujących się w Polsce ruchów demokracji oddolnej/bezpośredniej, które znajdują się na etapie raczkowania, ale już niektórzy jego domorośli przywódcy planują podział stołków i nawet tworzenie szkoły liderów.

Zostawmy jednak na boku słowo "lider", wywodzące się, jak wszyscy wiemy, od słowa angielskiego "leader". Moda na obce czy nowe słowa w polskiej polityce jest ogromna, a jednocześnie nie do końca zrozumiała. Mamy przecież w języku polskim rodzime określenia.

Chodzi wiec o kształcenie kierowników, czyli osoby, które miałyby sterować i zarządzać innymi w ramach tych ruchów obywatelskich i być potencjalnymi kandydatami na posłów w Sejmie. Czyli oddolna demokracja zaczyna się już przed jej wprowadzeniem w życie odgórnie?

Niektórzy z nas pamiętają, ze kierownicy w okresie polskiego komunizmu kształceni byli w ramach ówczesnej głównej partii politycznej - Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, która była przewodniczką Narodu. Prawie co drugi urzędnik był w czasie komy kierownikiem.

Po zmianie systemu politycznego w Polsce i nastaniu funkcjonującej do dzisiaj semidemokracji, zaczęły powstawać w kraju – jak przysłowiowe "grzyby po deszczu" – szkoły biznesu, kształcące nowoczesnych kierowników, zwanych menedżerami lub właśnie liderami. Absolwenci tych szkół zasilają obecnie gastronomie brytyjską, uprawę tulipanów w Holandii lub sektor budownictwa w Niemczech. Niektórzy pozostali w kraju i angażują się na rzecz "dobrej zmiany". A w Polsce w międzyczasie zabrakło elektryków, stolarzy i pielęgniarek.

Zastanawiam się jednak, po co tworzyć nowe szkoły kierowników, skoro można by sięgnąć z powodzeniem do tej potencjalnej i dobrze wykształconej kadry, mającej pozytywny stosunek do wszelkich społeczno-politycznych przemian w kraju?

Wracając jednak do nowej tendencji, która aktualnie zarysowuje się na horyzoncie polskiej sceny politycznej, należy stwierdzić, ze istnieją ruchy obywatelskie, które skutecznie opierają się tendencji "kierownikowania". Myślę tu konkretnie o ruchu Jednomandatowych Okręgów Wyborczych JOW, który powstał za sprawą wybitnego myśliciela politycznego Jerzego Przystawy. Pan Przystawa nie był ani przywódcą ani wodzem, a już na pewno nie był kierownikiem. Owszem, znaleźli się politycy w tym ruchu, którzy "na jego plecach" zrobili karierę polityczną i weszli nawet do Sejmu, po czym zapomnieli sobie o JOWach. Niemniej jednak, z tego co wiem – a z JOWami współpracuję bardzo blisko – nikt w tej organizacji nie zakładał szkoły kształcenia kierowników i nie rozdzielał stołków poselskich.

Wróćmy jednak do pieczenia ciasta. Jeśliby żona zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc przy wypieku powiedzmy szarlotki czy sernika, miałbym w zasadzie w tym wypadku dwie opcje do wyboru. Albo pomóc żonie, ale stwierdzić, że przejmę kierownictwo nad wypiekiem i poprowadzą politykę dystrybucji. Czytelnik może sobie jedynie wyobrazić, że druga opcja jest raczej czysto teoretyczna.

Bądźmy pragmatykami, kreujemy słynną pracę od podstaw, albo jak kierownicy zwracali się w okresie komuny do ludu pracującego miast i wsi: "do roboty młode roboty". Oddolnej pracy nie wykona za nas żaden kierownik/lider, choćby skończył nie wiadomo jaką szkołę biznesu w nie wiadomo jakim systemie politycznym.

P.S. Oczywiście, powyższym tekstem uderzyłem piąstką w stół. Poczekam teraz i zobaczę, z której strony odezwą się pierwsze nożyce.