Mój artykuł pod tytułem „Czy słowo "lider" brzmi dumnie?” został opublikowany na Dzienniku Polonijnym, kilku portalach i w kilku gazetach w Polsce oraz za granicą. Nie sądziłem, że wywoła aż tak wielką dyskusję. Bardzo dobrze – to mnie cieszy, bowiem taka debata była już dawno potrzebna i wcale nie jest na nią za późno. Wręcz przeciwnie.
Jak zawsze w takich sytuacjach ludzie reagują różnie. Większość zwolenników demokracji oddolnej w Polsce nie akceptuje pozycji lidera i zgadza się z moją opinią na ten temat.
Inni akceptują co prawda wykluczenie pozycji lidera, ale mają wątpliwości, czy jest to możliwe organizacyjnie. Ci ludzie chcieliby jakiejś „opiekuńczej jednostki”, która wskazałaby im drogę, ale sami nie mają ambicji liderskich.
Trzecia grupa broni zawzięcie pozycji lidera, „ubierając” swoje argumenty w różne teorie. Ci ludzie zareagowali na mój tekst na zasadzie „uderz w stół, a nożyczki się odezwą”. Do tej grupy należą również osoby, które chcą zrobić karierę polityczną na bazie demokracji bezpośredniej, czyli po prostu wypłynąć na nowej fali.
A więc z socjologicznego punktu widzenia nic nowego. Faktem jest, że każda tego typu dyskusja wytwarza dynamikę grupową i prowokuje reakcje zainteresowanych osób. Ważne jest to, że debata na ten temat rozgorzała – a to już świadczy o aktywności naszych zwolenników i ich zainteresowaniu demokracją oddolną.
Trzeba jednak uważać, aby nie zapomnieć o ważniejszej od liderowania kwestii: demokracji bezpośredniej w Polsce.
KATALOG FIRM W INTERNECIE