Co to jest ambiwalencja uczuć? Niezbyt wyszukana, ale bardzo popularna odpowiedź brzmi: stan ducha zięcia, kiedy widzi, jak teściowa spada w przepaść w jego nowym samochodzie.
Chcę zaproponować mniej okrutne w wymowie, ale równie sugestywne tłumaczenie tego pojęcia: nastroje krakowian w związku z powrotem pod Wawel tzw. weekendowych turystów z Wielkiej Brytanii.
Z jednej strony trzeba się cieszyć, że pozostawią oni sporo pieniędzy w hotelach i lokalach gastronomicznych (nie mówiąc już o agencjach towarzyskich), z drugiej trudno się jednak nie obawiać tego, co będą wyczyniać na ulicach duchowej stolicy Rzeczypospolitej hordy pijanych młodzieńców, przybywających pod Wawel bynajmniej nie po to, aby kontemplować piękno zabytków i muzealnych eksponatów.
Lokalna prasa wielokrotnie opisywała niesmaczne ekscesy, jakich dopuszczali się przylatujący do Krakowa tanimi liniami na trzy dni Brytyjczycy, z obrzydzeniem odnotowując ich wulgarne i obsceniczne zachowania. Dochodziło do tego, że wielu właścicieli pubów, restauracji oraz kawiarni wywieszało na drzwiach kartkę, że nie życzą sobie organizowania u nich wieczorów kawalerskich, bo taka właśnie jest zwyczajowa formuła weekendowych wizyt gości zza kanału La Manche.
Dlatego też, kiedy Balice utraciły część połączeń, a kryzys ekonomiczny ograniczył młodym Brytyjczykom możliwości rozrywkowego wojażowania po ulubionych przez nich (głównie z powodu niskich - jak na ich kieszeń - cen) miastach środkowej Europy, część krakowian odetchnęła z ulgą. Wkrótce okazało się jednak, że brak paru setek ochlaptusów odczuwalnie przekłada się na spadek dochodów. Ucierpieli na ich absencji tak właściciele lokali i hoteli, jak kasa miejska (podatki, opłaty za pobyt). Ubiegły rok był pod tym względem najgorszy.
Skoro tylko funt brytyjski przestał wreszcie dołować, a w dodatku pojawiły się nieśmiałe prognozy wyjścia gospodarki światowej z kryzysu, Brytyjczycy zaczynają znowu masowo pojawiać się pod Wawelem. Potwierdzają to najwięksi tani przewoźnicy lotniczy oraz hotelarze i gastronomicy. Wystarczy zresztą przejść się po centrum miasta, aby zobaczyć, że w pierwsze ciepłe dni tegorocznej wiosny przez Kraków przewalają się watahy anglojęzycznych młodzieńców, którym nieco uważniej niż dawniej przyglądają się jednak policja i straż miejska.
Może ambiwalencja ustąpi więc ogólnemu zadowoleniu, jeśli odpowiedzialne za utrzymywanie porządku publicznego służby nie pozwolą rozpasanym Brytyjczykom na zachowania niegodne jednej z europejskich stolic kultury, a oni sami zrozumieją, że nazbyt głośne wrzaski, ganianie na golasa po Rynku Głównym i załatwianie potrzeb fizjologicznych w cieniu szacownych zabytków nie przysparzają im sympatii krakowian.
Jerzy Bukowski
Z jednej strony trzeba się cieszyć, że pozostawią oni sporo pieniędzy w hotelach i lokalach gastronomicznych (nie mówiąc już o agencjach towarzyskich), z drugiej trudno się jednak nie obawiać tego, co będą wyczyniać na ulicach duchowej stolicy Rzeczypospolitej hordy pijanych młodzieńców, przybywających pod Wawel bynajmniej nie po to, aby kontemplować piękno zabytków i muzealnych eksponatów.
Lokalna prasa wielokrotnie opisywała niesmaczne ekscesy, jakich dopuszczali się przylatujący do Krakowa tanimi liniami na trzy dni Brytyjczycy, z obrzydzeniem odnotowując ich wulgarne i obsceniczne zachowania. Dochodziło do tego, że wielu właścicieli pubów, restauracji oraz kawiarni wywieszało na drzwiach kartkę, że nie życzą sobie organizowania u nich wieczorów kawalerskich, bo taka właśnie jest zwyczajowa formuła weekendowych wizyt gości zza kanału La Manche.
Dlatego też, kiedy Balice utraciły część połączeń, a kryzys ekonomiczny ograniczył młodym Brytyjczykom możliwości rozrywkowego wojażowania po ulubionych przez nich (głównie z powodu niskich - jak na ich kieszeń - cen) miastach środkowej Europy, część krakowian odetchnęła z ulgą. Wkrótce okazało się jednak, że brak paru setek ochlaptusów odczuwalnie przekłada się na spadek dochodów. Ucierpieli na ich absencji tak właściciele lokali i hoteli, jak kasa miejska (podatki, opłaty za pobyt). Ubiegły rok był pod tym względem najgorszy.
Skoro tylko funt brytyjski przestał wreszcie dołować, a w dodatku pojawiły się nieśmiałe prognozy wyjścia gospodarki światowej z kryzysu, Brytyjczycy zaczynają znowu masowo pojawiać się pod Wawelem. Potwierdzają to najwięksi tani przewoźnicy lotniczy oraz hotelarze i gastronomicy. Wystarczy zresztą przejść się po centrum miasta, aby zobaczyć, że w pierwsze ciepłe dni tegorocznej wiosny przez Kraków przewalają się watahy anglojęzycznych młodzieńców, którym nieco uważniej niż dawniej przyglądają się jednak policja i straż miejska.
Może ambiwalencja ustąpi więc ogólnemu zadowoleniu, jeśli odpowiedzialne za utrzymywanie porządku publicznego służby nie pozwolą rozpasanym Brytyjczykom na zachowania niegodne jednej z europejskich stolic kultury, a oni sami zrozumieją, że nazbyt głośne wrzaski, ganianie na golasa po Rynku Głównym i załatwianie potrzeb fizjologicznych w cieniu szacownych zabytków nie przysparzają im sympatii krakowian.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Paderewski is Back to NY, Festival Opening Concert w Nowym Jorku w Kaufman Music Cente
Stypendia Instytut Rozwoju Języka Polskiego
Odszkodowanie za wypadek pracownika na budowie w Nowym Jorku. Bezpłatna konsultacja po polsku u adwokat Nicole Brenecki
Ogrzewanie w Nowym Jorku. Polski kontraktor PDP Contracting instaluje i naprawia systemy grzewcze w NY
Polski agent nieruchomości w Kolorado. Ewa Sosnowska Burg oferuje w Denver na sprzedaż: domy, mieszkania, działki...
Rozliczanie podatków na Greenpoincie. Eva Dudus w Business Consulting Corp. w Nowym Jorku
Dentysta na Bay Ridge. Protetyka i leczenie stomatologiczne dzieci i dorosłych. Polski lekarz Aneta Kozyra-Mejia
zobacz wszystkie