Już dawno jeden tak młody (zaledwie 24-letni) człowiek nie wywołał tak gigantycznego politycznego zamieszania, jak ubiegłoroczny absolwent historii Uniwersytetu Jagiellońskiego Paweł Zyzak, autor książki pt. \"Lech Wałęsa. Idea i historia\", opartej na jego obronionej w czerwcu 2008 roku pracy magisterskiej.
Licząca ponad 700 stron książka wywołała ogromne emocje, chociaż mało kto ją przeczytał. Do publicznej wiadomości przedostały się jednak informacje o jej najbardziej bulwersujących fragmentach. O ile teza o współpracy Wałęsy z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa nie jest nowa, ani zaskakująca, o tyle szokują inne sformułowania, np. o nieślubnym dziecku pierwszego przywódcy "Solidarności", czy o jego nieobyczajnych zachowaniach w dzieciństwie (nasikanie przed Pierwszą Komunią Święta do kościelnej kropielnicy) oraz w młodości (nadmierna skłonność do alkoholu i wiejskich bijatyk).
Co ciekawe, ostrej krytyce poddał dzieło krakowskiego historyka doktor Piotr Gontarczyk, współautor książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" (która wzbudziła podobne kontrowersje kilka miesięcy temu), zarzucając mu opieranie się niemal wyłącznie na anonimowych świadectwach ustnych (tzw. oral history) oraz liczne nieścisłości i przekłamania.
Jak już napisałem w zamieszczonym wczoraj w poland. us artykule pt. "Premier rzuca słowa na wiatr", poważnie obrażony na publikację Zyzaka Wałęsa zadeklarował, że jeśli instytucje państwowe ostatecznie nie wyjaśnią zarzutów o jego agenturalne związki z SB oraz nie powstrzymają wydawania dzieł stawiających go w niekorzystnym świetle, zrezygnuje z udziału w uroczystościach z okazji 20. rocznicy Okrągłego Stołu i obalenia w Polsce komunizmu, odda wszystkie nagrody (włącznie z Noblem), a nawet wyemigruje z kraju. Osoby występujące przeciw niemu nazwał gorszymi od faszystów, bo tamci przynajmniej mieli jakąś ideę i w jej imię walczyli z wrogami, a ci szkalują patriotów.
Mimo tej zapowiedzi były prezydent zjawił się jednak na takiej ceremonii w Gdańsku, tłumacząc że czyni w ten sposób wyjątek, będący efekt nauk rekolekcyjnych oraz namów Jerzego Borowczaka, który wywołał strajk w Stoczni im. Lenina w sierpniu 1980 roku (na jego czele Wałęsa stanął dopiero po pewnym czasie) i ojca Macieja Zięby, dominikanina, nawołującego go do czynnego stosowania chrześcijańskiej nauki o potrzebie wybaczania, rozumienia i nieupierania się za wszelką cenę przy swoim zdaniu.
W czasie tej uroczystości usłyszał wiele słów poparcia, m.in. od byłego premiera Tadeusza Mazowieckiego, byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i członka kolegium Instytutu profesora Andrzeja Paczkowskiego. Pierwszy mówił o stronnictwie trucicieli, mając na myśli wszystkich wrogów Wałęsy, drugi zniesławił IPN, nazywając go "instytutem kłamstwa narodowego", trzeci przepraszał laureata pokojowej Nagrody Nobla w imieniu seniorów cechu historyków za doznane od niektórych spośród nich krzywdy moralne. Atmosfera zrobiła się tak podniosła, że Wałęsa miał przez długi czas łzy w oczach.
Tego samego dnia rektor UJ profesor Karol Musioł wydał oświadczenie, w którym napisał m.in.:
"Osobą odpowiedzialną za ocenę poziomu merytorycznego pracy magisterskiej jest promotor oraz recenzent. Ani rektor, ani dziekan czy dyrektor instytutu nie wpływają na decyzję samodzielnych pracowników naukowych UJ. Promotorem pracy magisterskiej Pawła Zyzaka był prof. Andrzej Nowak, a recenzentem dr hab. Zdzisław Zblewski. Mgr Paweł Zyzak starał się o przejęcie na studia doktoranckie na Wydziale Historycznym we wrześniu 2008 roku. Nie został przyjęty".
Głos zabrał w tej sprawie także wzywany od kilku dni do zajęcia stanowiska dyrektor Krakowskiego Oddziału IPN doktor Marek Lasota. Zdecydowanie odrzucił obarczanie Instytutu odpowiedzialnością za treść książki Pawła Zyzaka, informując że przy zatrudnianiu go na czas określony na stanowisku archiwisty kierował się wyłącznie zawodowymi kwalifikacjami młodego absolwenta historii. Oto fragment jego oświadczenia:
"Fakt przygotowywania przez pracownika publikacji o charakterze budzącym dziś liczne kontrowersje, w momencie zawierania umowy o pracę nie był znany przyszłemu pracodawcy. Wyrażamy głęboką wiarę, że praca Pawła Zyzaka spotka się z uczciwą i kompetentną polemiką, prowadzącą do opracowania pełnej biografii Pana Lecha Wałęsy, postaci mającej trwałe miejsce w historii Polski i świata."
Nieco inne stanowisko zajął natomiast prezes IPN profesor Janusz Kurtyka. Stwierdził on, że dyrektor Krakowskiego Oddziału Instytutu powinien przyjrzeć się dokonaniom Zyzaka. Zastrzegł przy tym, że nie będzie podpowiadał mu żadnych decyzji personalnych w stosunku do autora kontrowersyjnej książki.
Zapytany przez dziennikarza RMF FM o cytaty z pracy Zyzaka (m.in. "sikał do kropielnicy" i "był nożownikiem z kompleksem Edypa"), powiedział, że "są to stwierdzenia, które w pracy historycznej nie powinny mieć miejsca". Zaznaczył jednak, że nie czytał książki i - jak sądzi - nie znał jej również Lasota, gdy podejmował decyzję o zatrudnieniu Zyzaka. Zapowiedział natomiast, że poprosi Lasotę, by "zweryfikował, czy te publikacje są prawdą".
Kurtyka powtórzył w RMF, że Zyzak napisał książkę o Wałęsie zanim trafił do IPN, a gdy był tam przyjmowany "jego twórczość nie była znana". Podkreślił też, że "pan Lech Wałęsa, przywódca naszego narodowego marszu do wolności - co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości - powinien wiedzieć, że jest wielką postacią historyczną i nie ucieknie przed publikacjami czasami bardzo niesprawiedliwymi, które będą go osobiście denerwowały".
- Po prostu taki jest los wybitnych jednostek historycznych niezależnie od tego czy tego typu publikacje będą im odpowiadały, czy nie. Chociaż jeszcze raz powtarzam - to nie jest publikacja IPN i ani złotówka polskiego podatnika nie została na nią wydana - mówił w radiu Kurtyka.
Odniósł się również do cytowanej przeze mnie w przywołanym wyżej artykule wypowiedzi premiera Donalda Tuska, który powiedział, że Instytut "ma szansę przetrwać tylko pod warunkiem, że będzie instytucją ideologicznie i politycznie neutralną".
- Myślę, że pan premier bardzo, bardzo się zagalopował, bowiem IPN przecież nie ma nic wspólnego z tą książką. Nie bardzo rozumiem czy my mamy odpowiadać za wszystkie publikacje z historii najnowszej? Instytut na pewno nie będzie swego rodzaju oficerem politycznym, który będzie realizował oczekiwania jakiejkolwiek partii politycznej. Wczoraj pan poseł Waldy Dzikowski sugerował, że IPN powinien realizować oczekiwania polityków, ale ja myślę, że misja Instytutu zakreślona przez parlament jest tego rodzaju i zabezpieczenia dla prezesa są tego rodzaju, że on wie, iż powinien być niezależny i na pewno oczekiwań polityków realizował nie będzie - powiedział Kurtyka.
Za groteskowe uznał sugestie, że w związku z książką Zyzaka powinien zrezygnować z kierowania Instytutem.
- Myślę, że IPN działa tak, jak powinna działać instytucja wolnego państwa oparta na wolności słowa, na przekonaniu o tym, że powinniśmy być dumni z własnej historii oraz na przekonaniu, że trzeba dążyć do wyjaśnienia prawdy, naszej dramatycznej historii w czasach PRL-u - zakończył swoją wypowiedź dla RMF prezes Instytutu Pamięci Narodowej.
Z kolei w udzielonym dziennikowi „Polska” wywiadzie odniósł się on do zacytowanej wyżej gdańskiej wypowiedzi Kwaśniewskiego na temat IPN:
- Pan Kwaśniewski był komunistycznym aparatczykiem, wiecznie młodym przywódcą przybudówki partii, przed 1990 rokiem gwarantującej Sowietom przynależność Polski do ich imperium zewnętrznego. W latach 1983-1989 był rejestrowany przez bezpiekę jako tajny współpracownik „Alek”. Takie są historyczne fakty. Myślę, że pan Kwaśniewski nie jest w stanie nikogo obrazić.
Były prezydent natychmiast zareplikował, że jest to kolejny dowód na słuszność jego określenia IPN jako instytutu kłamstwa narodowego, ponieważ sąd lustracyjny uniewinnił go w 2000 roku od tego zarzutu, nie znajdując żadnych dowodów jego agenturalnej działalności. W odnalezionej teczce Kwaśniewskiego nie było zobowiązania do współpracy z SB, donosów, ani nawet danych oficerów prowadzących. Były prezydent zażądał w związku z tym odwołania Kurtyki z jego funkcji.
„Polska” przypomina, że dwa lata temu Instytut „sporządził listę osób pełniących funkcje publiczne, figurujących w kartotekach SB”. Mimo że miała ona – na mocy wyroku Trybunału Konstytucyjnego - pozostać tajna, kilka nazwisk (m.in. właśnie Kwaśniewskiego) szybko przeciekło do mediów.
Odezwał się też w TVN 24 i w Radiu Zet wicemarszałek Sejmu z Platformy Obywatelskiej Stefan Niesiołowski, na którego dziennikarze zawsze mogą liczyć w takich sytuacjach. Nazwał on IPN PIS-owską przybudówką, odsądził od czci i wiary profesora Andrzeja Nowaka, który powinien - jego zdaniem - ponieść daleko idące konsekwencje (pewnie miał na myśli wyrzucenie go z UJ), dopuszczenia Zyzaka do magisterium na podstawie pracy o Wałęsie, uznał za konieczne natychmiastowe zmodyfikowanie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej i zrobienie w nim porządków personalnych (usunięcie Kurtyki to dlań „oczywista oczywistość”), a księdzu Tadeuszowi Isakowiczowi-Zaleskiemu zaproponował zrzucenie sutanny i zatrudnienie się tamże.
W obronę wziął natomiast tak IPN, jak jego prezesa największy przyjaciel Niesiołowskiego - minister sprawiedliwości Andrzej Czuma (również z PO). Powiedzaił on dziennikarzom, że mało jest tak dobrze, efektywnie oraz rztelenie działających w Polsce po 1989 roku instytucji.
Kolejnym dokumentem w tej gorącej wymianie sformułowań jet list poniższy otwarty Kurtyki do Wałęsy:
"W ostatnich dniach kierowana przeze mnie instytucja stała się obiektem gwałtownej krytyki z Pana strony. Ubolewam nad tym faktem, bowiem Instytut Pamięci Narodowej nie był w żaden sposób zaangażowany w wydanie książki Pawła Zyzaka, która wzbudziła tak duże emocje.
Żyjemy w kraju, w którym panuje konstytucyjnie gwarantowana wolność słowa. Jestem zdania, że wspomniana książka stanowi przykład nadużycia tej wolności, ale nie powinno to być dla nikogo pretekstem do działań zmierzających do ograniczenia swobody wypowiedzi. Byłoby smutnym paradoksem historii, gdyby człowiek, który stał się dla całego świata symbolem walki Polaków o wolność, stał się teraz inicjatorem działań, które ograniczą w naszym kraju wolność słowa.
Jest mi przykro, że od dłuższego czasu postrzega Pan IPN wyłącznie przez pryzmat jednej publikacji (chodzi o wspomnianą przeze mnie wyżej książkę Sławomira Cenckiewicvza i Piotra Gonratczyka - JB), nie biorąc pod uwagę dziesiątków innych książek, a także licznych wystaw i konferencji będących dziełem Instytutu i dotyczących fundamentalnej roli NSZZ Solidarność w dziejach najnowszych Polski.
Chciałbym jednak po raz kolejny podkreślić, że nie jest celem Instytutu zwalczanie Lecha Wałęsy jako historycznego przywódcy solidarnościowej rewolucji, a jedynie wyjaśnianie wszystkich, nawet najbardziej dramatycznych kart naszej narodowej historii. Jest to proces bolesny, zdarzają się w nim błędy i potknięcia, od których nikt nie jest wolny, ale jestem przekonany, że z perspektywy czasu, większość Polaków zrozumie, że kierowana przeze mnie instytucja dobrze służy Polsce.
Bez względu na wszystkie obraźliwe słowa, jakich użył Pan ostatnio pod moim adresem, Lech Wałęsa pozostaje dla mnie przywódcą polskiego marszu do wolności."
Jak widać, w tej sprawie padło już bardzo wiele ostrych słów, a nawet inwektyw, ale mam graniczące z pewnością przekonanie, że długo jeszcze będzie ona budziła spore emocje i doczekamy się na jej marginesie równie barwnych sformułowań jak te, które odnotowałem w powyższym artykule.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE