Emocje są z reguły złym doradcą, a już zwłaszcza w polityce. Boleśnie przekonał się o tym ostatnio premier Donald Tusk, kiedy chcąc wziąć w obronę Lecha Wałęsę, wypowiedział słowa, za które spotkała go ostra krytyka nie tylko przeciwników politycznych (to zrozumiałe), ale także wielu naukowców, dziennikarzy i publicystów. W dodatku okazało się, że zaprzeczył sam sobie.
Premier popełnił podwójny błąd: posunął się do lekko tylko zawoalowanego szantażu pod adresem państwowej instytucji, grożąc w dodatku zastosowaniem wobec niej pewnej formu cenzury i przypisał jej odpowiedzialność za publikację pracy, którą w rzeczywistości wydały "Arcana", a jej autor jest tylko czasowo zatrudniony w IPN.
Tusk najwidoczniej mocno wziął sobie do serca zapowiedź Wałęsy, że wycofa się on z życia publicznego, odda wszystkie odznaczenia, a może nawet wyemigruje z Polski, jeśli będzie nadal atakowany, a struktury demokratycznego państwa nie staną na gruncie prawa. Taka groźba w roku, w którym obchodzimy w Polsce 20-lecie zrzucenia komunistycznego jarzma musiała, wywrzeć spore wrażenie na szefie rządu, skłaniając go do nazbyt uczuciowej, a za malo przemyślanej reakcji.
Jeszcze dalej niż premier posunęli się Janusz Palikot i Waldy Dzikowski z Platformy Obywatelskiej oraz Jerzy Szmajdziński z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którzy wprost wysunęli postulat likwidacji IPN.
Co od biedy uchodzi jeszcze zacietrzewionym politykom, nie przystoi jednak premierowi, który powinien znacznie bardziej ważyć własne słowa i zachowywać o wiele większy umiar w swoich publicznych wystąpieniach niż partyjni harcownicy.
Nic więc dziwnego, iż "Rzeczpospolita" wypomniała Tuskowi natychmiast jego wypowiedź z 23 czerwca 2008 roku, kiedy to w programie TVP "Tomasz Lis na żywo" tak skomentował zamieszanie wokół sygnowanej przez IPN książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka pt. "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii":
"Z całą pewnością nie jest grzechem czy winą historyków, a także instytucji powołanych do badania przeszłości, wydawanie książek,, nawet jeśli są kontrowersyjne. Nie zmienię tej opinii."
A dzień wcześniej w "Kawie na ławie" powiedział:
"Nigdy nie pozwoliłbym na to, żeby ktoś wydał zakaz publikowania czy badania, nawet niewygodnego dla władzy czy autorytetów."
Szkoda, że premier rządu RP tak szybko zmienił zdanie w ważnej kwestii, ponieważ obniża w ten sposób swoją wiarygodność, doprowadza do inflacji własnych zapowiedzi i naraża się na postawienie mu uzasadnionego zarzutu rzucania słów na wiatr, co nie służy dobrze Polsce.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE