Nie ma w Polsce miejsca na dwa wielkie ruchy obywatelskie, które mogłyby skutecznie przeciwstawić się obozowi władzy.
Jeżeli Rafał Trzaskowski i Szymon Hołownia, którzy przystąpili do ich budowy nie porozumieją się ze sobą i nie zjednoczą sił, będziemy mieli do czynienia z kolejną widowiskową rozróbą po stronie opozycji.
Ze wspólnego frontu walki ze Zjednoczoną Prawicą odpadły już Polskie Stronnictwo Ludowe i Lewica, a Koalicja Obywatelska również nie wygląda na monolit. W tej sytuacji tworzenie dwóch kolejnych ugrupowań o niezbyt przejrzystej strukturze wewnętrznej jest nierozsądne i pozbawione perspektyw.
Gdyby miało jednak dojść do starcia tych, którzy wybrali Trzaskowskiego z tymi, dla których liderem i nadzieją jest Hołownia, to dosyć szybko wyłoniony byłby zwycięzca.
Za wiceprzewodniczącym również zmagającej się z poważnymi kłopotami, a przede wszystkim z kryzysem przywództwa Platformy Obywatelskiej przemawia polityczne doświadczenie i aparat partyjny, bez którego nie sposób myśleć o pokonaniu poważnego przeciwnika.
Jego konkurent do sprawowania rządu polskich dusz może pochwalić się jedynie entuzjazmem, oddanymi mu wolontariuszami i niezłym wynikiem w pierwszej turze wyborów prezydenckich. A to zdecydowanie za mało, aby zdominować opozycyjną część strony politycznej, nawet gdy wystąpi się z nośnym hasłem antypartyjniactwa.
Jeśli Hołownia nie podporządkuje się Trzaskowskiemu, który będzie oczywiście przekonywał go, że jest to partnerska współpraca i patriotyczne działanie dla dobra Polski, zostanie zmarginalizowany. Co więcej, dorobi się etykietki rozrabiacza, który dla egoistycznego zaspokojenia swojej ambicji nie wahał się rzucić kłody pod nogi najpopularniejszemu dzisiaj politykowi opozycji.
Do wyborów parlamentarnych jest jeszcze dużo czasu, ale sprawa przywódcy ruchu obywatelskiego musi być rozstrzygnięta w najbliższych tygodniach, bo inaczej upadnie on jeszcze zanim powstanie.
KATALOG FIRM W INTERNECIE