Jak dobrze być przegranym w wyborach prezydenckich, ale pod warunkiem, że osiągnęło się dobry wynik w pierwszej turze. Można usiąść z założonymi rękami i czekać na emisariuszy z atrakcyjnymi ofertami.
Obaj pozostali w grze kandydaci, którzy jeszcze tydzień wcześniej ostro atakowali rywali nagle deklarują rzekomą ogromną sympatię do nich i publicznie ogłaszają, że ideowo oraz programowo nie ma między nimi większych różnic.
Andrzej Duda, którego zaplecze polityczne nie zostawiało do tej pory suchej nitki na Krzysztofie Bosaku oraz Konfederacji dzisiaj twierdzi, że jej wyborcom jest z pewnością bliżej do Zjednoczonej Prawicy niż do Koalicji Obywatelskiej. Rafał Trzaskowski zwraca się do Szymona Hołowni z ofertą współpracy, chociaż to właśnie z nim najmocniej rywalizował o głosy przed 28 czerwca i chętnie wytykał błędy politycznemu nowicjuszowi.
Jeszcze bardziej dziwi i bawi, że sztabowcy Dudy zerkają chętnym okiem w kierunku zwolenników Hołowni, a współpracownicy Trzaskowskiego podkreślają, że w kluczowych kwestiach gospodarczych wcale nie są przeciwnikami liberalnego skrzydła Konfederacji.
Te umizgi są oczywiście wyrachowanymi zabiegami mającymi służyć wyłącznie przeciągnięciu na swoją stronę jak największej części elektoratów tych, który zdobyli w pierwszej turze spore poparcie rodaków. Mam nadzieję, że Bosak i Hołownia doskonale zdają sobie z tego sprawę i śmieją się w kułak z nieszczerych komplementów.
KATALOG FIRM W INTERNECIE