Dziennikarski żargon (często zwany slangiem) jest specyficzny i nie zawsze właściwie rozumiany przez osoby spoza środowiska żurnalistów. Oto jeden z przykładów.
W przerwie między ostatnimi wykładami przed wybuchem pandemii koronawirusa stałem ze studentami na korytarzu, kiedy zadzwoniła do mnie dziennikarka jednej z krakowskich gazet z prośbą o komentarz w jakiejś sprawie. Na koniec krótkiej rozmowy postanowiłem dowiedzieć się, czy artykuł będzie opublikowany tylko w wydaniu internetowym, czy także w drukowanym. Zapytałem więc używając dobrze znanego nam obojgu żargonu:
- A pani to robi na papier?
Trzeba było widzieć miny stojących w pobliżu studentów! Roześmiałem się i wytłumaczyłem im, o co mi chodziło w tym pytaniu.
Sprawa miała dalszy ciąg w związku z koniecznością zdalnego zdawania egzaminów w trwającej właśnie sesji. Odbierając ode mnie materiały dydaktyczne starościna jednej z grup spytała:
- Panie doktorze, mamy to zrobić także na papierze, czy wystarczy przesłać mailem?
Po czym przypomniała mi wydarzenie sprzed trzech miesięcy, którego była świadkiem dodając, że mocno zapadło ono w pamięć wielu słyszących mój telefoniczny wywiad osób z radością używających teraz owego slangowego określenia, zwłaszcza w rozmowach z nie znającymi go koleżankami oraz kolegami i z rozbawieniem obserwujących ich reakcje.
KATALOG FIRM W INTERNECIE