O tym, że polscy miłośnicy białego szaleństwa zachowują się często nie tylko na krajowych stokach jak - nomen omen - szaleńcy miałem okazję przekonać się niejeden raz, dosłownie cudem unikając zderzenia z rozpędzonym i nie panującym nad swymi dwiema bądź jedną deskami narciarzem lub snowboardzistą.
Prawdziwy horror rozgrywa się jednak zimą w polskich górach. Nic więc dziwnego, że w ciągu pierwszych dwóch miesięcy 2009 roku służby Tatrzańskiego Parku Narodowego wystawiły już około stu mandatów i udzieliły 700 pouczeń niesfornym rodakom za jazdę poza nartostradami na podległym dyrekcji TPN terenie, przede wszystkim w rejonie Kasprowego Wierchu.
- W ostatnich latach obserwujemy nagminne łamanie obowiązujących reguł, stąd decyzja o zwiększeniu częstotliwości kontroli oraz zaostrzeniu sankcji karnych – powiedział dziennikarzom dyrektor Parku Paweł Skawiński.
Poinformował on, że narciarze i snowboardziści notorycznie wjeżdżają w niedozwolone miejsca (strategiczne z punktu widzenia ochrony przyrody) mimo wyraźnych oznakowań. Najczęściej zdarza się to w rejonach Świńskiego Kotła, Suchej Kasprowej i na wschodnim stoku Beskidu. A są to rejony, w których żyją niedźwiedzie, kozice czy świstaki.
Za jazdę poza nartostradą można dostać mandat w wysokości 500 złotych. Większość karanych za łamanie regulaminu TPN miłośników białego szaleństwa jest bardzo zdziwiona, kiedy dowiaduje się, że trzeba płacić za celowe zboczenie z trasy.
Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom narciarzy, a zwłaszcza snowboardzistów, władze TPN zdecydowały natomiast o przywróceniu zlikwidowanej dwa lata temu strefy, przeznaczonej dla narciarstwa pozatrasowego. Żółto-czarne tyczki z piktogramami oraz tabliczką informującą o zakazie jazdy poza tak oznakowanym obszarem, pojawiły się w miniony weekend równolegle do istniejącej trasy w Kotle Goryczkowym.
Czy to powstrzyma szaleńców na jednej i dwóch deskach? No cóż, trzeba mieć taką nadzieję. Bo jeśli nie pomagają grzeczne przestrogi, to należy się odwołać do surowych kar.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE