- Tam, gdzie się kończy lojalność wobec partii, a zaczyna się jawna działalność frakcyjna, to tam powinno zapalić się już nie tylko żółte, ale i czerwone światło - powiedział w TOK FM rzecznik rządu Paweł Graś.
W środę wieczorem premier spotkał się z parlamentarzystami PO, by porozmawiać ws. dwóch projektów PO dotyczących związków nieformalnych. Spotkanie w kancelarii premiera trwało ponad trzy godziny.
Paweł graś podkreślił, że padł na nim wyraźny sygnał, że w PO jest miejsce dla różnych poglądów, ale gdy któraś ze stron próbuje zdecydowanej większości narzucić swoją wolę, to szkodzi partii.
- Siłą Platformy jest to, że jest w niej miejsce i dla Gowina, i dla Arłukowicza, a jak któraś z tych stron próbuje zdecydowanej większości Platformy narzucić swoją wolę, narzucić swój punkt widzenia i zmusić pozostałych do akceptacji de facto poglądu mniejszości, to dla żadnej partii nie jest to dobre i prędzej czy później tego typu sytuacje muszą zostać naprawione - powiedział.
Jego zdaniem czym innym są głosowania w tzw. sprawach sumienia, ale kiedy te pojedyncze głosy sumienia próbuje się zbierać w frakcje, to oczywiście szkodzi to projektowi Platformy.
- Myślę, że po wczorajszym spotkaniu i po wszystkich argumentach, które pan premier tak na chłodno i spokojnie konserwatystom przedstawił, mówiąc nie tylko o tych sprawach światopoglądowych, ale mówiąc o politycznych konsekwencjach ich decyzji bądź braku decyzji, myślę, że mało osób znajdzie się w Platformie - zwłaszcza wśród konserwatystów - którzy tego jego poglądu nie popierają i nie akceptują - zaznaczył Graś.
Jego zdaniem było to widać widać w dyskusji, bo oprócz Jarosława Gowina i odosobnionego głosu Johna Godsona, z wizją premiera większość parlamentarzystów się zgodziła. Podkreślił jednocześnie, że "nikt nikogo nie będzie z Platformy wyrzucał, nikt nikogo nie będzie wypychał".
KATALOG FIRM W INTERNECIE