Podczas budowy sieci ciepłowniczej przy ulicy Łobzowskiej odkryto część cmentarza z końca XV wieku - poinformowało Radio RMF FM.
To największa tego typu nekropolia w mieście. Najpierw odkryto kości, później - po odczyszczeniu poziomu - okazało się, że są tam całe pochówki w układzie anatomicznym.
- Odnaleźliśmy na razie 17 pełnych szkieletów, w tym dwa niemowlęce, jeden dziecięcy i jeden nastolatka oraz bardzo dużo luźnych kości - powiedziała Radiu archeolog Justyna Jarosz-Romaniec.
Na terenie obejmującego prawie 3 hektary cmentarza może znajdować się nawet kilkadziesiąt tysięcy zmarłych.
„Badacze natrafili także na mur okalający niegdyś cmentarz oraz srebrny medalik. Odkryta nekropolia na ul. Łobzowskiej to cmentarz, który zaczął funkcjonować na Garbarach pod koniec XV wieku. Chowano tam ludzi do 1801 roku, kiedy nekropolia została zniszczona przez Austriaków. Cmentarz od wieków pojawiał się na mapach Krakowa i okolic. Jednak dopiero teraz udało się go dokładniej zlokalizować i określić jego wielkość” - czytamy na stronie internetowej RMF.
- Do dzisiaj historycy spierają się, czy najpierw powstał cmentarz czy kościół. Przypuszcza się, że cmentarz, a później dopiero dobudowano tam kaplicę. Sama kaplica, a później kościół pod wezwaniem Świętego. Piotra Małego, został konsekrowany w 1498 roku - dodała Jarosz-Romaniec.
Według badaczy, jest to największy cmentarz z tamtego okresu.
- Kości odkryto na głębokości 40 centymetrów, więc praktycznie bezpośrednio pod asfaltem. Można powiedzieć, że jeździmy ul. Łobzowską po kościach. Te kości muszą być wszędzie: pod ulicą i pod chodnikami. Musimy tam do poziomu inwestorskiego wykonać badania. Wtedy będziemy wiedzieć, ile tego jest i jak długo to zajmie, teraz bardzo trudno to oszacować. Teren, na którym znajduje się cmentarz, ciągnie się pod kamienicami. Tam w kamienicach są takie zielone podwórza - do dzisiaj zachowane - tam na pewno jest ten cmentarz. Tam może być w sumie od kilku do kilkudziesięciu tysięcy pochówków. Według naukowców cmentarz na Garbarach jest wielopoziomowy. Gdy tylko pierwsze groby zarosły, to przychodził grabarz i w to miejsce wkopywał nowy grób. Stąd w tym momencie mamy tak, że pod jednymi kośćmi wychodzą następne i jeszcze następne, i następne, i następne. To jest taki miszmasz trochę, ale to znaczy, że ten cmentarz był bardzo długo użytkowany. Jeżeli ma 300 lat, a my mamy 4 warstwy, to tam musiało być bardzo dużo grobów - wyjaśniła Justyna Jarosz-Romaniec.
„Do dzisiaj trwają spory specjalistów dla kogo to był cmentarz. Najpewniej początkowo chowano tam ofiary różnych epidemii, a później mieszkańców Garbar, rzemieślników, garncarzy, osób zajmujących się garbarstwem. Później, kiedy wszystkie inne cmentarze z terenu Krakowa zaczęły się przepełniać, organizowano tam pochówki mieszkańców innych rejonów, m.in. tych z parafii św. Ducha, św. Anny i św. Szczepana” - napisano na stronie RMF.
- Na tym cmentarzu chowano także osoby, które nie przynależały do żadnej parafii. W średniowieczu i w okresie wczesnonowożytnym zasada była tak, że na cmentarzu przykościelnym, były chowane osoby tylko takie, które urodziły się w danym miejscu, mieszały tam przez całe życie, chodziły do kościoła i zmarły ze wszystkimi sakramentami. Ale osób, które nie spełniały tych warunków, było także bardzo dużo. I to one mogły trafiać na odkryty cmentarz. Swoje groby mogą tam mieć osoby, które podróżowały, były innego wyznania, nie spełniały kościelnych rygorystycznych warunków. To także osoby, które zmarły nagłą śmiercią bez sakramentów, samobójcy, łotrzykowie, złodzieje, którzy nie żyli zgodnie z zasadami chrześcijańskiej wiary. Mogły wśród nich być także panie lekkich obyczajów. Część takich osób była chowana także na Stradomiu oraz cmentarzu przy ul. Św. Gertrudy. Archeolodzy przyznają, że odkryć pomaga pilnować im policja. Przed trzema laty, gdy ekipa prowadziła prace przy odkrytym na pacu Słowiańskim cmentarzu w nocy zdarzały się kradzieże. Kiedy my spaliśmy po ciężkiej pracy, przychodzili różni ludzi i kradli kości. Zniszczyli stanowisko, zniszczyli groby. Teraz dodatkowym problemem jest wyłączone w nocy światło na ulicach. Boimy się, że historia się powtórzy. W razie kłopotów jesteśmy umówieni z sąsiadami z prywatnych kamienic, gdzie zainstalowany jest monitoring. Poprosiliśmy o pomoc także policję, która patroluje obszar w nocy - powiedziała Justyna Jarosz-Romaniec Radiu RMF FM.
Za zniszczenie stanowiska archeologicznego grozi wysoka kara: 8 lat pozbawienia wolności i 500 tysięcy złotych kary.
KATALOG FIRM W INTERNECIE