Ambasador USA w Warszawie Georgette Mosbacher zasugerowała, że w Polsce mogłaby zostać rozmieszczona broń atomowa, gdyby Niemcy zechciały zmniejszyć swój potencjał nuklearny i osłabić w ten sposób NATO.
Na te słowa ostro zareagowało natychmiast Ministerstwo Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej uznając je za jawnie wrogi akt Paktu Północnoatlantyckiego.
Nie od rzeczy będzie przypomnieć w tym kontekście relację generała Ryszarda Kuklińskiego, który - jako oficer najwyższego zaufania Moskwy - widział rakiety z ładunkami nuklearnymi rozmieszczonymi na terenie Polski w latach 70. ubiegłego wieku. Była to jedna z największych tajemnic Układu Warszawskiego, który oficjalnie wyrzekał się rozlokowywania tej strategicznej broni poza Związkiem Sowieckim.
Wyrażane obecnie przez Rosjan obawy, że przeniesienie broni nuklearnej z Niemiec do Polski grozi zagładą naszego kraju w razie konfliktu na globalną skalę jest przejawem cynizmu Kremla, ponieważ w okresie zimnej wojny był on gotów poświęcić nasz kraj (podobnie jak wszystkie mu podlegle) na ołtarzu domniemanego zwycięstwa w III wojnie światowej.
Głównym powodem podjęcia przez gen. Kuklińskiego współpracy z Amerykanami była właśnie zdobyta przezeń wiedza o ofensywnych zamiarach UW, którego wojska pierwszego i drugiego rzutu miały rozpocząć pochód na zachód Europy przez Polskę. NATO zareagowałoby na to kładąc nuklearną zaporę na linii Wisły od Krakowa po Gdańsk, co skutkowałoby hekatombą naszej armii i zagładą milionów rodaków.
Dzisiaj, kiedy jesteśmy jednym z najważniejszych członków Paktu Północnoatlantyckiego w Europie wschodniej, obecność jego broni nuklearnej na naszym terytorium jest naturalnym elementem odstraszania Rosji od próby wywołania agresji na światową skalę.
Czy ponosimy ryzyko? Oczywiście, ale tym razem w naszym dobrze pojętym interesie.
KATALOG FIRM W INTERNECIE