KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Piątek, 22 listopada, 2024   I   11:44:09 AM EST   I   Cecylii, Jonatana, Marka
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Pasztet strasburski

12 lutego, 2009

Chrześcijaństwo powstało dopiero w IV wieku po Chrystusie, jako kombinacja żydowskiej tradycji i organizującego się Kościoła. Za to wszelki militarny opór Polaków wobec Trzeciej Rzeszy został zdławiony z początkiem października 1939… Kto tego nie uzna, nie będzie dobrym Europejczykiem. Przynajmniej dla autorów projektu Dom Historii Europejskiej.

Po raz pierwszy ideę utworzenia Domu Historii Europejskiej jako miejsca pamięci, a zarazem ośrodka kształtowania współczesnej tożsamości europejskiej przez obecnych i przyszłych obywateli UE przedstawił przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Poettering, w programowym przemówieniu z 13 lutego 2007, zaraz u progu swej prezydencji, która kończy się w tym roku w czerwcu.

„Chciałbym stworzyć przestrzeń, w której spotykałyby się przeszłość i przyszłość, umożliwiając stały wzrost idei europejskiej” – deklarował wtedy przewodniczący Poettering, pełniący funkcję europarlamentarzysty nieprzerwanie od pierwszych bezpośrednich wyborów do PE w 1979.  Dziś w tym bardzo elitarnym klubie deputowanych z trzydziestoletnim stażem jest tylko kilkanaście osób.

Dziewięcioro ekspertów
Biuro PE – w którego skład, oprócz przewodniczącego, wchodzi jego 14 zastępców oraz 6 tzw. kwestorów – przyjęło pomysł Poetteringa przez aklamację. Przygotowaniem dokumentu programowego dla nowej inicjatywy zajął się dziewięcioosobowy komitet ekspertów, złożony z historyków i ekspertów-muzealników z różnych krajów europejskich. W tym (wytypowanym przez Biuro PE) gronie znalazł się również prof. Włodzimierz Borodziej, historyk z UW.

Dokument, mający stanowić ideową bazę przedsięwzięcia, powstawał podczas serii roboczych spotkań ekspertów w Brukseli, a jego uzgodnioną wersję komitet przyjął 15 września 2008. I pewnie byłoby po zawodach, gdyby na posiedzeniu Komisji Kultury i Edukacji PE, która miała „klepnąć” projekt hołubiony przez lidera parlamentu, nie znalazł się eurodeputowany PiS prof. Wojciech Roszkowski, jak wiadomo, znany polski historyk.

Dzieło komitetu ekspertów przedstawił dość pobieżnie hiszpański socjalista Miguel Angel Martínez Martínez, jeden z czternastu wiceprzewodniczących PE. Właściwie dyskusji miało nie być, ale Roszkowski przekonał prowadzącego obrady Węgra Pála Schmitta, przed laty mistrza olimpijskiego w szpadzie, że oprócz prezentacji przydałaby się choć krótka debata.

Schmitt otworzył dyskusję. Dwie-trzy minuty to niedużo, ale profesorowi Roszkowskiemu wystarczyło, żeby zasygnalizować najbardziej kuriozalne błędy, przemilczenia i fałszywe interpretacje, zawarte w dokumencie. Umieszczenie początków chrześcijaństwa w czwartym wieku po Chrystusie chyba przeważyło szalę… Projekt nie dostał rekomendacji, a decyzję pozostawiono w gestii Biura PE.

Czy Europa zaczęła się w Azji 
Trzeba przyznać, że eksperci wysmażyli bardzo dziwny dokument. A może tylko się pod nim podpisali, bo nie chce się wprost wierzyć, że Belg Michel Dumoulin, profesor historii z katolickiego Uniwersytetu w Louvain, na serio popiera koncept, że ekspansja terytorialna wzdłuż szlaków handlowych, podboje kolonialne oraz migracje wywołane przeludnieniem miały większy wpływ na tożsamość europejską niż grecka myśl filozoficzna, rzymskie prawo i religia chrześcijańska.

Podobnie trudno pogodzić się z myślą, że włoski specjalista od historii Kościoła, czyli profesor uniwersytetu turyńskiego Giorgio Cracco, miałby się pomylić o kilkadziesiąt lat w datowaniu wielkiej schizmy z XI wieku. O zupełnym pominięciu roli katolicyzmu w takich krajach europejskich jak Austria, Irlandia, Portugalia czy Hiszpania nawet już nie wspominając.

Z naszego punktu widzenia, przykre wydają się zwłaszcza pominięcia polskiego wkładu militarnego w dzieje Europy i świata. Eksperci PE nie zauważyli ani Sobieskiego pod Wiedniem, ani ważnego dla dziejów całego kontynentu zwycięstwa nad bolszewikami w Bitwie Warszawskiej 1920 roku. A już szczególnie krępujące – zwłaszcza dla niemieckiego katolika, za jakiego uchodzi Poettering – powinno być całkowite zignorowanie wkładu polskich formacji na Zachodzie, Armii Krajowej, a także kościuszkowców w zmaganiach z niemiecką machiną militarną na wszystkich frontach II wojny światowej. 

Nie może stanowić pociechy przegapienie (czyżby dla zachowania równowagi?) wielkich zbrodni komunizmu sowieckiego: wywózek, systemu gułagów oraz sztucznego, ludobójczego głodu na Ukrainie. Podobnie jak fali republikańskiego terroru wobec duchowieństwa i wiernych Kościoła katolickiego w przedfrankistowskiej Hiszpanii.  

Zablokować koślawy projekt 
Pierwsza wersja listu, jaki do przewodniczącego Poetteringa wystosował prof. Roszkowski, wskazywała na 22 istotne uchybienia w opracowaniu ekspertów. Ale grupa eurodeputowanych z Litwy, Grecji, Łotwy, Węgier, Wielkiej Brytanii, Finlandii, Estonii, Czech, Włoch, Słowacji i Irlandii, których polski historyk poprosił o wsparcie swojej inicjatywy, wniosła własne uwagi i poprawki. Ostatecznie, liczba niezbędnych korekt wzrosła do 43.

Pod listem, przygotowanym przez parlamentarną grupę roboczą pn. Zjednoczona Europa – Zjednoczona Historia, podpisał się również wiceprzewodniczący europarlamentu Adam Bielan (PiS). Umożliwiło to wprowadzenie dokumentu z poprawkami pod obrady Biura PE. Rozpoczęła się dyskusja.

Wprawdzie hiszpański europoseł-sprawozdawca narzekał, że z powodu licznych zastrzeżeń, uwzględniających partykularne, narodowe punkty widzenia, próba upamiętnienia wspólnej historii europejskiej może być zagrożona, ale przewodniczący Poettering stanął na wysokości zadania i nadał skierowanemu do siebie listowi status załącznika do mocno krytykowanego projektu.

– Pomysł centrum informacyjno-dokumentacyjno-wystawienniczego przy Parlamencie Europejskim jest interesujący, pod warunkiem, że potrafimy nadać mu kształt, uwzględniający wrażliwość historyczną mniejszych narodów, przy respektowaniu oczekiwań wynikających ze zobiektywizowanej wspólnej pamięci historycznej Europejczyków – mówi profesor Wojciech Roszkowski. – Domu Historii nie ma w budżecie na 2009. Jeśli jednak po wyborach ktoś do tego wróci, to odziedziczy już projekt z naszymi poprawkami.

Waldemar Żyszkiewicz
„Tygodnik Solidarność” nr 6, z 6 lutego 2009