Jak Polska długa i szeroka, a w liczne licea zasobna, tak często pada obecnie to pytanie.
Szykujący się do pierwszego (poza małymi wyjątkami) w swym życiu prawdziwego balu maturzyści zastanawiają się, jak go najlepiej przeżyć aż do rana: całkiem na trzeźwo, na lekkim rauszu, czy też tracąc świadomość gdzieś w połowie czasu między pierwszym polonezem a ostatnim mazurem (lub raczej kończącymi studniówkę dyskotekowymi rytmami)?
Jedni sądzą, że skoro ukończyli już 18 lat i mają wkrótce wkroczyć w dorosłość, symbolizowaną świadectwem dojrzałości, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby powitać ją w wesołym, wywołanym alkoholowymi procentami humorze, ale nieprzesadnie, czyli bez smutnej perspektywy syndromu dnia następnego, popularnie zwanego kacem.
Drudzy stawiają sobie za punkt honoru całkowite wyrzeczenie się w ten wyjątkowy, szybko przechodzący w noc wieczór mocnych trunków, dopuszczając ewentualnie wypicie jedynie oficjalnego toastu szampanem, na który zezwolą władze szkolne w porozumieniu z rodzicami i niekontynuowanie go w zakamarkach szatni czy toalety sprytnie przemyconymi trunkami.
Jeszcze inni wychodzą z założenia, że studniówkę ma się raz w życiu, a polski charakter nie dopuszcza hucznej zabawy bez solidnego wspomożenia jej alkoholem, co jest i tak lepsze dla młodego organizmu niż narkotykowe dopalacze.
Przystępując do pisania tego tekstu usiłowałem sobie przypomnieć, jak było na moim balu przedmaturalnym, ale nie zdołałem wygrzebać z zakamarków pamięci wspomnień w tej materii, co bynajmniej nie oznacza, jakobym wrócił wówczas do domu w stanie głębokiego upojenia alkoholowego. Może coś pokątnie wypiliśmy (oficjalnie z pewnością nie), a może praktykowaliśmy w tę uroczystą noc abstynencję, której z pewnością nie dochowywaliśmy jednak na wcześniejszych wycieczkach i spotkaniach klasowych, a zwłaszcza podczas imprez z okazji kolejnych "osiemnastek", przypadających kilka lub nawet kilkanaście miesięcy wcześniej (poza moją, ponieważ rozpocząłem szkolną edukację z rocznym przyspieszeniem).
Pewnie i my zadawaliśmy sobie jednak zasadnicze pytanie, przygotowując się do studniówki. Młodzi ludzie zawsze chcą bowiem łamać stare zasady i ugruntowane obyczaje, ale tylko wtedy, gdy uważają je za krępujące ich wolność. W innych przypadkach ostentacyjnie je kultywują. O ile więc dziewczyny nadal chętnie ubierają czerwone majtki na ten wielki bal, a spora część krakowskich licealistów uważa za obowiązek obskoczenie nad ranem pomnika Adama Mickiewicza na jednej nodze, o tyle surowo dawniej przestrzegany zakaz spożywania alkoholu w trakcie studniówki jest często łamany.
Domaganiu się oficjalnego postawienia na stołach wysokoprocentowych trunków (chociaż raczej wina niż wódki) sprzyja zwłaszcza obcy teren. Jeśli studniówka odbywa się w restauracji, trudno jest wprost zwalczyć pokusę zamówienia tego, co zazwyczaj pije się w takim lokalu do kolacji. Używa się też argumentu, iż nie ma co popadać w hipokryzję, bo większość uczestników balu dawno ma już za sobą alkoholową inicjację i to w znacznie głębszym wymiarze, aniżeli kieliszek szampana i dwie lub trzy lampki wina, a poza tym są pełnoletni.
Ortodoksyjni przeciwnicy takiego podejścia podkreślają natomiast, że zanim młody człowiek nie zda matury, chcąc nie chcąc podlega pewnym ograniczeniom, co powinno mu jednak wyjść w życiu na dobre. Nie należy więc odstępować od ściśle określonych reguł, robiąc jakiekolwiek wyjątki, nawet w szczególnie uroczystych momentach. A jeżeli studniówkę organizuje się w szkole, sprawa jest jeszcze prostsza: przepisy prawa zabraniają podawać alkohol w tym miejscu. Dodają również, że skoro mogą być trzeźwe wesela, to tym bardziej bezalkoholowe bale przedmaturalne.
No cóż, dopóki będzie obowiązywać w Polsce egzamin dojrzałości, dopóty około 100 dni przed nim trwać będą w uczniowskim, rodzicielskim i nauczycielskim gronie ożywione dyskusje na sformułowany w tytule temat i prawdopodobnie nigdy nie doczekamy się ich definitywnego rozstrzygnięcia. Pozostaje mieć nadzieję, że na większości studniówek zwycięży zdrowy rozsądek i jedynie bardzo nieliczni ich uczestnicy będą źle wspominać sam bal, a zwłaszcza następujący po nim dzień.
Jerzy Bukowski
Jedni sądzą, że skoro ukończyli już 18 lat i mają wkrótce wkroczyć w dorosłość, symbolizowaną świadectwem dojrzałości, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby powitać ją w wesołym, wywołanym alkoholowymi procentami humorze, ale nieprzesadnie, czyli bez smutnej perspektywy syndromu dnia następnego, popularnie zwanego kacem.
Drudzy stawiają sobie za punkt honoru całkowite wyrzeczenie się w ten wyjątkowy, szybko przechodzący w noc wieczór mocnych trunków, dopuszczając ewentualnie wypicie jedynie oficjalnego toastu szampanem, na który zezwolą władze szkolne w porozumieniu z rodzicami i niekontynuowanie go w zakamarkach szatni czy toalety sprytnie przemyconymi trunkami.
Jeszcze inni wychodzą z założenia, że studniówkę ma się raz w życiu, a polski charakter nie dopuszcza hucznej zabawy bez solidnego wspomożenia jej alkoholem, co jest i tak lepsze dla młodego organizmu niż narkotykowe dopalacze.
Przystępując do pisania tego tekstu usiłowałem sobie przypomnieć, jak było na moim balu przedmaturalnym, ale nie zdołałem wygrzebać z zakamarków pamięci wspomnień w tej materii, co bynajmniej nie oznacza, jakobym wrócił wówczas do domu w stanie głębokiego upojenia alkoholowego. Może coś pokątnie wypiliśmy (oficjalnie z pewnością nie), a może praktykowaliśmy w tę uroczystą noc abstynencję, której z pewnością nie dochowywaliśmy jednak na wcześniejszych wycieczkach i spotkaniach klasowych, a zwłaszcza podczas imprez z okazji kolejnych "osiemnastek", przypadających kilka lub nawet kilkanaście miesięcy wcześniej (poza moją, ponieważ rozpocząłem szkolną edukację z rocznym przyspieszeniem).
Pewnie i my zadawaliśmy sobie jednak zasadnicze pytanie, przygotowując się do studniówki. Młodzi ludzie zawsze chcą bowiem łamać stare zasady i ugruntowane obyczaje, ale tylko wtedy, gdy uważają je za krępujące ich wolność. W innych przypadkach ostentacyjnie je kultywują. O ile więc dziewczyny nadal chętnie ubierają czerwone majtki na ten wielki bal, a spora część krakowskich licealistów uważa za obowiązek obskoczenie nad ranem pomnika Adama Mickiewicza na jednej nodze, o tyle surowo dawniej przestrzegany zakaz spożywania alkoholu w trakcie studniówki jest często łamany.
Domaganiu się oficjalnego postawienia na stołach wysokoprocentowych trunków (chociaż raczej wina niż wódki) sprzyja zwłaszcza obcy teren. Jeśli studniówka odbywa się w restauracji, trudno jest wprost zwalczyć pokusę zamówienia tego, co zazwyczaj pije się w takim lokalu do kolacji. Używa się też argumentu, iż nie ma co popadać w hipokryzję, bo większość uczestników balu dawno ma już za sobą alkoholową inicjację i to w znacznie głębszym wymiarze, aniżeli kieliszek szampana i dwie lub trzy lampki wina, a poza tym są pełnoletni.
Ortodoksyjni przeciwnicy takiego podejścia podkreślają natomiast, że zanim młody człowiek nie zda matury, chcąc nie chcąc podlega pewnym ograniczeniom, co powinno mu jednak wyjść w życiu na dobre. Nie należy więc odstępować od ściśle określonych reguł, robiąc jakiekolwiek wyjątki, nawet w szczególnie uroczystych momentach. A jeżeli studniówkę organizuje się w szkole, sprawa jest jeszcze prostsza: przepisy prawa zabraniają podawać alkohol w tym miejscu. Dodają również, że skoro mogą być trzeźwe wesela, to tym bardziej bezalkoholowe bale przedmaturalne.
No cóż, dopóki będzie obowiązywać w Polsce egzamin dojrzałości, dopóty około 100 dni przed nim trwać będą w uczniowskim, rodzicielskim i nauczycielskim gronie ożywione dyskusje na sformułowany w tytule temat i prawdopodobnie nigdy nie doczekamy się ich definitywnego rozstrzygnięcia. Pozostaje mieć nadzieję, że na większości studniówek zwycięży zdrowy rozsądek i jedynie bardzo nieliczni ich uczestnicy będą źle wspominać sam bal, a zwłaszcza następujący po nim dzień.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE
Ostatnio Dodane
Polski agent nieruchomości w Kolorado. Ewa Sosnowska Burg oferuje w Denver na sprzedaż: domy, mieszkania, działki...
Ogrzewanie w Nowym Jorku. Polski kontraktor PDP Contracting instaluje i naprawia systemy grzewcze w NY
Rozliczanie podatków na Greenpoincie. Eva Dudus w Business Consulting Corp. w Nowym Jorku
Dentysta na Bay Ridge. Protetyka i leczenie stomatologiczne dzieci i dorosłych. Polski lekarz Aneta Kozyra-Mejia
W polskim sklepie Ranczo Polish Deli na Ozon Park: EBT, zakupy, wysyłka paczek do Polski
Odszkodowanie za wypadek pracownika na budowie w Nowym Jorku. Bezpłatna konsultacja po polsku u adwokat Nicole Brenecki
Nabór wniosków na dofinansowanie przedsięwzięć polonijnych organizowanych przez Polonię w roku 2025
zobacz wszystkie