11 kwietnia 2008 roku zastanawiałem się w portalu poland.us w artykule pt. \"Narty bez alkoholu\", \"czy już od przyszłego sezonu narciarskiego miłośnicy białego szaleństwa będą zmuszeni do rezygnacji z rozgrzewania się na stoku przy pomocy góralskiej herbatki (z domieszką spirytusu), grzanego piwa lub piwa bądź kieliszka wódki\".
W projekcie przygotowanej przez Ministerstwo Zdrowia nowej ustawy o przeciwdziałaniu alkoholizmowi i wychowaniu społeczeństwa w trzeźwości ma znaleźć się bowiem m.in. zapis, zakazujący uprawiania sportów narciarskich i wodnych osobom nietrzeźwym, a także sprzedawania im alkoholu w tamtejszych restauracjach, kawiarniach, pubach, itp. Za jego złamanie będzie grozić grzywna w wysokości do 5 tysięcy złotych oraz przepadek sprzętu, użytego do popełnienia przestępstwa.
Nowelizacja nie zostanie jednak prawdopodobnie uchwalona w tym sezonie narciarskim, chociaż proces legislacyjny może dobiec końca jeszcze przed parlamentarnymi wakacjami, czyli w lecie bieżącego roku. Objęłaby więc ona zwolenników kąpieli w stanie wskazującym na spożycie alkoholu.
O ile zakaz podawania wysokoprocentowych napojów na plażach nie budzi większych kontrowersji, o tyle nie wszyscy miłośnicy białego szaleństwa uważają go za potrzebny. Polscy legislatorzy powołują się jednak na przykład Włoch, czyli kraju alpejskiego, gdzie restrykcyjne przepisy obowiązują już od dawna. Co bardziej złośliwi twierdzą, że wprowadzono je głównie ze względu na zwiększającą się liczbę polskich narciarzy i snowboardzistów na tamtejszych trasach zjazdowych, uwielbiających ostrą jazdę po aromatycznym bombardino, grzanym winie lub zimnym piwie.
Nasi ratownicy górscy twierdzą, że wbrew fałszywym uogólnieniom, wypadki powodowane przez nietrzeźwych amatorów szusowania po polskich stokach są sporadyczne, zdecydowanie poniżej 1 procenta wszystkich takich zdarzeń.
Trzeba jednak przyznać, że do tej pory jest tak, iż policjant widzący wychodzącego z baru chwiejnym krokiem i zmierzającego w stronę wyciągu narciarza, nie ma żadnych podstaw do podjęcia interwencji.
No cóż, najlepszy jest oczywiście umiar. Tak pisałem o jego potrzebie w przywołanym wyżej artykule:
"Nikt nie twierdzi, że jedno małe piwo lub niewielka ilość góralskiej herbatki są zabronione. Trzeba jednak znać swój organizm i nie zbliżać się nawet do niebezpiecznej granicy, za którą ubranie nart jest już ryzykowną czynnością. Ponieważ nasi rodacy słyną z nieumiejętności zadowolenia się niewielką dawką alkoholu, rząd postanowił radykalnie rozwiązać ten problem, przynajmniej na terenie Rzeczypospolitej."
Nawet jeśli Sejm uchwali tę nowelizację ustawy o o przeciwdziałaniu alkoholizmowi i wychowaniu społeczeństwa w trzeźwości, mogą być kłopoty z jej skutecznym egzekwowaniem. Nadal aktualne pozostają bowiem wątpliwości, jakie wyraziłem w "Nartach bez alkoholu":
"Trudno sobie przecież wyobrazić, że policjanci podejmą się badania alkomatami wszystkich narciarzy i snowboardzistów, stojących w kolejkach do wyciągów. A jeśli nawet wykryliby u któregoś z nich znaczną ilość alkoholu w wydychanym powietrzu, zawsze może im on odpowiedzieć, że wcale nie zamierza zjeżdżać z góry, tylko pozostać tam dla oglądania pięknych widoków lub biesiadowania, drogę powrotną odbędzie zaś krzesełkiem albo gondolką."
Dlatego też kierownictwo Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego uważa, że lepsze efekty dałoby może wprowadzenie przepisu, zobowiązującego pozostającą pod wpływem alkoholu osobę, która spowodowała wypadek na stoku, do pokrycia z własnej kieszeni kosztów leczenia siebie oraz ewentualnej ofiary swojej nieodpowiedzialności. Na ich opinię będą się prawdopodobnie powoływać podczas sejmowej debaty przeciwnicy zakazu podawania mocnych trunków przy stokach narciarskich.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE