Kiedy mamy w Polsce do czynienia z jakimś absurdalnym zachowaniem lub z kuriozalną sytuacją, mawia się niekiedy, że są one jak z Mrożka - mistrza tego gatunku w rodzimej komedii. Nie zawsze jest jednak do śmiechu tym, których dotykają. A oto najświeższy przykład z tej dziedziny, barwnie opisany przez Jarosława Sidorowicza w \"Gazecie Wyborczej w Krakowie\".
Pan Ryszard podszedł do dwóch kierowców z rozbitych samochodów i stojących obok nich policjantów, mówiąc, że auto w poprzek chodnika jest jego. Potem wyjął kluczyki i wsiadł do samochodu. Uruchomił go, obrócił, ustawiając znowu wzdłuż krawężnika, tak by jego daewoo nie tarasowało dalej przejścia. Gdy wysiadł, podeszli do niego policjanci likwidujący kolizję i kazali dmuchnąć w balonik. Wynik: 0,98 mg alkoholu w wydychanym powietrzu.
Bohater artykułu nie przejął się tym specjalnie, wszak z własnej woli pośpieszył z pomocą, a funkcjonariusze wiedzieli, że jest pod wpływem alkoholu, ponieważ poczuli go od niego, a i on sam szczerze przyznał im się do swojego stanu. A jednak jego uczynność bardzo źle się dlań skończyła, ponieważ prokuratura wytoczyła mu sprawę o jazdę po pijanemu.
- Przejechałem raptem dwa metry i to po chodniku. Nie zjechałem na ulicę, nie włączyłem się do ruchu. Chciałem tylko udrożnić przejście przez chodnik - tłumaczył się podczas przesłuchania pan Ryszard. Oskarżyciel nie miał jednak wątpliwości. "Oskarżony kierował pojazdem, będąc pod wpływem alkoholu. Co istotne, to niebywała zuchwałość sprawcy, który dopuścił się czynu jadąc chodnikiem w obecności policjantów. Nie zwalnia go z odpowiedzialności nawet chęć udrożnienia chodnika" - podkreślił z naciskiem w akcie oskarżenia, który skierował przeciwko kierowcy.
Krakowski sąd przeprowadził cały proces i mimo że dystans, jaki przejechał kierowca, był minimalny, uznał, że Ryszard K. jak najbardziej uczestniczył w ruchu. - Przez prowadzenie pojazdu rozumie się każdą czynność, która wprawia go w ruch, w szczególności rozstrzygającą o kierunku i prędkości jazdy. Sprawca wprawił go w ruch, nadawał prędkość - stwierdził sąd . - I może dziać się to nawet na chodniku - dodał.
Po czym skazał niefortunnego kierowcę na trzy miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata za jazdę pod wpływem alkoholu, dodatkowo zakazując mu siadania za kierownicą przez dwa lata. Na szczęście dla Ryszarda K., sąd drugiej instancji, do którego się odwołał, skrócił mu o rok okres pozbawienia prawa jazdy.
Oto, do czego może prowadzić dobra wola uczynnego człowieka w połączeniu z bezdusznością funkcjonariuszy państwa i rygorystycznym podejściem wymiaru sprawiedliwości.
Czyż nie jest to typowa sytuacja jak z Mrożka?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE