Członkowie powstałej w grudniu 1981 roku Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego zostali potraktowani przez Sejm na równi z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa PRL oraz innych formacji komunistycznego aparatu ucisku, zniewalających polskie społeczeństwo w latach 1944-1989: wszystkim im odebrano przywileje emerytalne.
A skoro o wszystkim, co robiła skrywająca się pod tą nazwą junta wojskowa decydował generał Wojciech Jaruzelski, to śmiało można powiedzieć, że Sejm surowo, ale bez żadnych niedomówień osądził go jako człowieka, który - wraz ze swymi najbliższymi współpracownikami - zdradził polską rację stanu, wiernie służąc cudzym interesom i zniewalając własny naród w interesie obcego imperium. W ten sposób przedstawiciele narodu dobitnie wypowiedzieli się w trwającej od kilkudziesięciu lat debacie na temat tego, czy był on polskim patriotą, czy też sowieckim zdrajcą na usługach Kremla.
Parlamentowi nie udało się dobrych parę lat temu postawić Jaruzelskiego przed Trybunałem Stanu (zaważyły wówczas głosy zawsze stających w jego obronie postkomunistów), teraz w pewnym sensie nadrobił on tamtą zaległość. I to jest bardzo ważny aspekt sejmowej ustawy, którego nie wolno nam stracić z oczu.
Ponieważ nie wiadomo, jak długo potrwa proces oskarżonych przez prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej o kierowanie przestępczym związkiem zbrojnym członków WRON przed Sądem Okręgowym w Warszawie, tym ważniejszy jest wyrok, jaki wydali już na nich z perspektywy najnowszej historii Polski posłowie.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE