Profesor Leszek Kołakowski był jednym z niewielu uczestników ceremonii pogrzebowej stalinowskiej prokurator wojskowej, podpułkownik Heleny Wolińskiej-Brus (Fajgi Danielak). Wziął w niej udział, ponieważ przyjaźnił się z nią i jej zmarłym wcześniej mężem przez kilkadziesiąt lat.
Bulwersuje mnie natomiast to, że wielokrotnie deklarujący swoje zerwanie z komunizmem (który bardzo aktywnie wspierał w swej młodości) Kołakowski nie wypowiedział Wolińskiej swojej przyjaźni, skoro znał jej biografię, będącą przecież już od dawna przedmiotem publicznej wiedzy. Czyżby nie przeszkadzała mu jej zbrodnicza przeszłość?
Zastanawiam się, co kierowało mającym miłować ponad wszystko prawdę filozofem - ostrym krytykiem marksizmu, że nie widział niczego zdrożnego w obdarzaniu przyjaźnią osoby, której sumienie obciążała śmierć wielu polskich patriotów. Który Kołakowski jest autentyczny: ten, który umacniał w Polsce stalinowski reżim, czy ten, który obnażał jego nikczemność w swoich licznych książkach? Jak oceniać w tym kontekście jego przemianę z entuzjasty marksizmu na jego zasadniczego krytyka?
Długoletnia przyjaźń z Wolińską niewątpliwie rzuca wiele nowego światła na człowieka, którego Adam Michnik nazwał z emfazą "księciem filozofów. Czy rzeczywiście ma on moralne prawo do - przypisanego mu przez środowisko "Gazety Wyborczej" - sprawowania rządu polskich dusz i występowania w roli autorytetu?
Arystoteles zdefiniował przyjaźń (w VIII księdze „Etyki Nikomachejskiej”) jako życzliwość czynną, przez którą rozumiał dążenie dwóch lub więcej osób do wspólnego dobra, realizowane poprzez aktywne działanie, a często nawet poświęcenie własnych korzyści oraz interesów z uwagi na przyjaciela. Ciekawy jestem, jakie to wspólne dobro chcieli osiągnąć filozof i oprawca.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE