Do tego, że sztuka żywi się skandalami, zdołaliśmy już przywyknąć, zwłaszcza w minionym wieku. Są artyści (a może tylko ludzie uważający się za nich), którzy w imię złudnej nowoczesności i rzekomego przezwyciężania wszelkich barier usiłują epatować publiczność własnymi odchodami, zwierzęcymi preparatami, penisami na krzyżu oraz innymi symbolami chrześcijaństwa (ale nie judaizmu, ani islamu) unurzanymi w fekaliach, że o pospolitej nagości oraz perwersyjnych aktach seksualnych już nie wspomnę.
Bywają jednak takie propozycje, które przekraczają wszelkie granice etyczne i estetyczne, wywołując powszechne zgorszenie i oburzenie. Tak właśnie zareagowali jurorzy 66. konkursu szopek krakowskich, kiedy ujrzeli żłobek, w którym zamiast małego Jezuska znajdował się... słoik z nowotworem w formalinie.
Zszokowani członkowie jury dowiedzieli się od autorki (absolwentki miejscowej Akademii Sztuk Pięknych), że dwa lata temu wygrała ona wojnę z rakiem macicy i wtedy jakby narodziła się na nowo, stąd taka symbolika, mająca w założeniu pomóc przełamywać tabu, jakim nadal jest dla wielu Polaków choroba nowotworowa. Tłumaczyła, że chciała w ten sposób dotrzeć do jak najszerszej grupy odbiorców i dokonać radykalnej zmiany w tradycji postrzegania szopki krakowskiej, przybliżając ją do bolesnych problemów współczesnego człowieka.
Gdyby taka kompozycja zgłoszona została na wernisaż w jakiejś galerii, zniesmaczenie nie byłoby aż tak wielkie. Skoro miała ona jednak "uwspółcześnić" coś tak tradycyjnego i pięknego jak bożonarodzeniowa szopka, przewodniczący jury słusznie nie dopuścił jej do konkursu, wyrażając opinię, że jest to chyba pomysł prowokatora lub osoby chorej psychicznie.
Do tradycji polskiego szopkarstwa należy wprowadzanie w otoczenie żłóbka elementów lokalnej kultury, a nawet aktualnych wydarzeń politycznych. Zawsze musi jednak znajdować się w niej Święta Rodzina - w tej materii żadne odstępstwa nie są tolerowane. Słoik z rakiem zamiast niej z góry przekreśla więc możliwość dopuszczenia do konkursu. Ale czy poza tą fundamentalną regułą nie ma innych, których przestrzegania wymagają takt, kultura, przyzwoitość i świadomość, że budując szopkę wchodzi się w krąg sztuki chrześcijańskiej, która ze swej istoty nakłada na twórców pewne ograniczenia?
Wiem, że zaraz odezwą się zwolennicy niczym nie ograniczonej swobody twórczej. Proszę bardzo, niech każdy artysta łamie bariery jakie tylko chce, ale niechaj pamięta, że nie każde miejsce jest właściwe do takich eksperymentów i nie każdy temat wydaje się stosowny do jego przedstawiania w aż tak prowokacyjny sposób, z jakim mieliśmy do czynienia w Krakowie.
Co innego pasuje bowiem na salę wystawową, co innego zaś do kościoła lub na pokaz szopek, które w grudniu i styczniu przyciągają uwagę tysięcy dzieci. Czy artystka nie pomyślała o tym kontekście swojego „dzieła”? Może powinna udać się z nim raczej do Muzeum Anatomii przy Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie prezentowane są podobne okazy, a i to nie wszystkie, ponieważ część z nich – z uwagi na drastyczny wygląd - mogą oglądać tylko lekarze i studenci?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE