- Home >
- WIADOMOŚCI >
- Polska
Żałosny koniec byłego premiera Marcinkiewicza
Michał Klonowski 30 lipca, 2019
Jedni powiedzą: „sic transit gloria mundi”, drudzy przywołają cytat z Moliera: „sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało”, jeszcze inni odwołają się do starego powiedzenia: „gdy głowa siwieje - dupa szaleje”.
Wszystko pasuje do byłego premiera, jednego z największych celebrytów III Rzeczypospolitej Kazimierza Marcinkiewicza, który 10 lat temu porzucił żonę i dzieci dla młodej, niezbyt inteligentnej, ale mającej ogromne „parcie na szkło” kochanki. Mimo że był bogobojnym członkiem Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego wziął rozwód, ożenił się z młodą wybranką i błyszczał w tabloidach. Szczęście trwało krótko, ponieważ nowa żona wymagała od niego trybu życia, który kompletnie nie pasował podstarzałemu mężczyźnie.
Nastąpił więc kolejny rozwód i awantura o alimenty, których nie zamierzał płacić drugiej żonie. Suma ich zaległości urosła do 112 tysięcy złotych, a za uchylanie się od obowiązku alimentacyjnego byłemu szefowi rządu grożą dwa lata więzienia. W związku z tym jego 70-metrowym mieszkaniem w apartamentowcu na warszawskiej Ochocie zainteresował się komornik.
Początkowo Marcinkiewicz chojrakował mówiąc mediom, że chętnie pójdzie do więzienia, ale ostatnio spokorniał i ogłosił na Facebooku całkowite wycofanie się z życia publicznego. Być może ma to związek ze zdecydowanym odrzuceniem przez Koalicję Obywatelską jego prośby o możliwość kandydowania z jej listy do Sejmu w jesiennych wyborach.
Oto fragmenty jego emocjonalnego wpisu (pisownia oryginalna):
Trzy miesiące temu zrezygnowałem z udziału w jakichkolwiek formach życia publicznego, w tym z komentowania spraw publicznych, z udziału w mediach i uroczystościach państwowych. Zrobiłem to po brutalnym i bezprecedensowym ataku pełnym oszczerstw i poniżania, ataku mojej stalkerki na mnie przy użyciu mediów. (…) Miesiąc temu zrezygnowałem także z mediów społecznościowych. Jeśli będzie taka potrzeba udowodnię sądownie, fakt że jestem osoba prywatną i że wszystkie pismaki i szmatławce i szczujnie wycierające swoje gęby moim nazwiskiem muszą właśnie tak mnie traktować. Dosyć zarabiania na mojej osobie z użyciem chamstwa, kłamstwa i steku bzdur. Nie da się normalnie żyć z stalkerką na głowie. 10 lat temu popełniłem błędy i wiem, że muszę za nie zapłacić, ale nie mogę płacić całym swoim schodzącym już przecież życiem. Stalkerka poniża mnie, szydzi ze mnie, kłamie na mój temat już ponad 4 lata, bez umiaru i bez opamiętania i nie ma zamiaru się zatrzymać. Gdy nie może sama oszczerczo mnie atakować, robi to przy użyciu państwa, najpierw służb specjalnych, a teraz prokuratury i komornika. Dwa tygodnie temu zaproponowałem stalkerce ugodę, by możliwie szybko pozamykać sprawy, które jeszcze nas niestety łączą. Po trzech dniach negocjacji nasłała na mnie zbrojną grupę urzędników państwowych, którzy bynajmniej nie jak urzędnicy się zachowywali, albo zachowywali jak urzędnicy PiSowscy. Gdy ochłonąłem, zaproponowałem jeszcze jedną formę ugody w postaci jedynego majątku materialnego jaki posiadam o wartości netto znacząco przewyższającej wartość zaległości. Kolejna propozycja ugody została wyśmiana. Bo stalker musi gnoić, musi wyżywać się, musi powoli odbierać swojej ofierze życie. Nikt mnie przed tym nie obroni, wręcz przeciwnie, pomocników ma pełno. To jasne, że takie życie nie ma sensu. Dlatego postanowiłem zamknąć etap publicznego życia, by uniemożliwić wszystkim szczujniom używanie mojej osoby, a jednocześnie podejmuję wiele kroków prawnych mających na celu uniemożliwienie stalkerce życia moim kosztem w jakiejkolwiek formie i zbliżania się do mnie w jakiejkolwiek formie.
Kazimierz Marcinkiewicz miał w życiu wiele: kochającą rodzinę, bardzo wysokie stanowisko państwowe, życzliwość mediów, z którymi początkowo umiał rozmawiać. Teraz nie zostało mu nic.
Czy ktokolwiek będzie go jednak żałował?
Michał Klonowski
Polish Pages Daily News
Amerykański Portal Polaków
KATALOG FIRM W INTERNECIE