Jeszcze nie tak dawno Grzegorz Schetyna był nie tylko mocno dzierżącym stery przewodniczącym Platformy Obywatelskiej, ale także niekwestionowanym liderem całej opozycji. To on rozdawał karty w wewnątrzpartyjnych rozgrywkach i jednoosobowo decydował o tym, kogo dopuścić do jednolitego, antyrządowego frontu, a kogo pozostawić poza nim.
Dzisiaj jest w głębokiej defensywie i to on musi upraszać liderów opozycyjnych partii, aby zechcieli wstąpić do tworzonej przez niego koalicji. Ostro zalicytował Władysław Kosiniak-Kamysz, pomruki niezadowolenia słychać ze strony Sojuszu Lewicy Demokratycznej, nawet Robert Biedroń przestał już uważać następcę Donalda Tuska za najważniejszego polityka walczącego z obozem władzy.
Przed Grzegorzem Schetyną najtrudniejsze dni w całej jego dotychczasowej karierze. Każdy wybór, jakiego dokona, zostanie przez kogoś przyjęty z niechęcią. Jeżeli postawi na Polskie Stronnictwo Ludowe, obrażą się SLD i Wiosna, gdyby zaproponował wspólne listy postkomunistom, definitywnie pożegnają się z nim ludowcy. W każdym przypadku będzie też musiał zmierzyć się z niezadowoleniem we własnych szeregach, ponieważ spora część działaczy PO uważa, że najkorzystniejsza byłaby dla nich samodzielna lista w jesiennych wyborach parlamentarnych, a nie oddawanie dobrych miejsc na listach wątpliwym sojusznikom.
Tę sytuację można najlepiej opisać trawestując słynny cytat z Moliera: „Sam tego chciałeś, Grzegorzu Schetyno”.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE