Co pewien czas szeroko pojęte centrum podwawelskiego grodu przestaje normalnie funkcjonować z powodu kolejnego biegu ulicznego. Nie wiem, czy podobnie często odbywają się one w innych polskich miastach, ale w Krakowie jest ich z roku na rok coraz więcej.
Nie mam nic przeciwko takim imprezom organizowanym dla zdrowia i dla zwiększenia tężyzny fizycznej biegaczy, chociaż zdumiewa mnie, że odbywają się one nawet w takich dniach, w których poziom zanieczyszczenia krakowskiego powietrza sugeruje raczej pozostanie w domu niż wdychanie go pełnymi płucami. Rozumiem jednak, że skoro włożono wiele wysiłku oraz pieniędzy w przygotowanie wydarzenia, trudno je odwoływać z tak prozaicznego powodu jak zagrożenie życia i zdrowia jego uczestników.
Bardziej oburza mnie, że organizatorzy tych biegów uważają, iż mogą się one udać tylko pod warunkiem wytyczenia trasy w okolicach Rynku Głównego, Drogi Królewskiej, Wawelu, Plant zamiast na obrzeżach Krakowa (np. między kopcami Tadeusza Kościuszki i Józefa Piłsudskiego, w Lesie Wolskim, na Bielanach) lub wokół Błoń. W ogóle nie biorą pod uwagę ogromnych utrudnień, jakie spowodują dla mieszkańców miasta oraz dla turystów.
Każdy taki bieg zmusza magistrackich urzędników do zamykania wielu ulic i placów dla ruchu kołowego, zmian w komunikacji miejskiej, wzywania właścicieli samochodów do usuwania ich z miejsc codziennego postoju, angażowania sił porządkowych, że o kosztach nie wspomnę.
Czy władze Krakowa nie powinny znacznie ograniczyć liczby wydawanych zezwoleń na biegi uliczne w centrum sugerując ich organizatorom bardziej atrakcyjne ze sportowego punktu widzenia tereny, na których w dodatku znacznie rzadziej ogłasza się alarm smogowy (choćby wskazane wyżej)? Może po wieloletnich negatywnych doświadczeniach w tej materii nadszedł już czas, aby podjąć odważne decyzje zaskarbiając sobie wdzięczność tak obywateli duchowej stolicy Polski jak turystów, których skargi od lat publikują lokalne media?
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE