Kiedy słyszę w ostatnich dniach liderów partii przystępujących do Koalicji Europejskiej dumnie ogłaszających, że będą jej pełnoprawnymi członkami i zyskają prawo do decydowania o czymkolwiek, to ogarnia mnie taki sam pusty śmiech, jaki kilka lat temu wywoływały deklaracje o rzekomej samodzielności ugrupowań wchodzących w skład rządzącej obecnie Zjednoczonej Prawicy.
Katarzyna Lubnaer, Włodzimierz Czarzasty, Ryszard Petru, Władysław Kosiniak-Kamysz i inni są równie żałośni jak Jarosław Gowin czy Zbigniew Ziobro. Wszyscy oni doskonale wiedzą, że zasadnicze decyzje podejmują Grzegorz Schetyna oraz Jarosław Kaczyński, którzy rozdają polityczne karty i co najwyżej grzecznie (prezes Prawa i Sprawiedliwości) lub obcesowo (przewodniczący Platformy Obywatelskiej) rozmawiają z nimi podczas spotkań w wąskim gronie, a także publicznie dowartościowują ich w trakcie konwencji programowych. Mimo to napuszają się i nadymają tak, jakby cokolwiek od nich zależało.
Wejście w skład KE lub ZP oznacza wyzbycie się wszelkiej podmiotowości i gotowość przyjęcia serwilistycznej postawy, za którą otrzymuje się w nagrodę miejsca na listach wyborczych oraz stanowiska, o czym rozstrzygają wyłącznie ci, którzy sprawują w nich faktyczną władzę.
Bycie politykiem zmusza do udawania zadowolenia nawet wówczas, gdy jest się rozstawianym po kątach i stawianym do pionu. Trzeba wtedy zacisnąć zęby i udawać pełnoprawnego partnera, do upadłego powtarzając te zaklęcia w mediach oraz licząc na naiwność swoich zwolenników. Można też oczywiście wyobrażać sobie, że ta nieprzyjemna sytuacja ulegnie kiedyś zmianie i nastąpi odwrócenie ról.
No cóż, marzyć wolno każdemu, a na razie liderom wszystkim gładko wchłanianych przez politycznych potentatów i bezlitośnie uprzedmiatawianych przez nich ugrupowań trzeba przypomnieć nieśmiertelne słowa Moliera: „Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało”.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE