Szkoda, że tylko nieliczne polskie media (m.in. krakowski „Dziennik Polski”, na podstawie którego informacji – podanej za litewskim portalem internetowym Delfi – piszę ten tekst) odnotowały bardzo ciekawą opinię profesora historii Alfreda Bumblauskasa, wypowiedzianą przezeń w litewskim Sejmie podczas konferencji z okazji 217. rocznicy uzupełniającego Konstytucję 3 Maja Zaręczenia Wzajemnego Obojga Narodów.
Bumblauskas przypomniał, że „dla litewskich nacjonalistów Roman Dmowski i Józef Piłsudski byli straszniejsi aniżeli Michaił Tuchaczewski i Siemion Budionny”. Mało kto wie bowiem, że umowa między Litwą a Rosją Sowiecką z 1920 roku zawierała tajny protokół, na mocy którego ewentualnego wkroczenia Armii Czerwonej do Wilna Litwa nie miała traktować jako aktu agresji, podczas gdy w tych właśnie kategoriach potraktowano wszystkie działania Wojska Polskiego, a przede wszystkim akcję generała Lucjana Żeligowskiego z 1922 roku.
Bumblauskas kilkakrotnie podkreślił, że i Litwini, i Polacy powinni zerwać ze stereotypowym widzeniem wspólnej – często nacechowanej nieuzasadnioną, wzajemną wrogością – przeszłości. Jako przykład podał błędne – jego zdaniem – określanie okresu początku upadku Litwy mianem początku polskiej kolonizacji.
Według Bumblauskasa, „w którymś momencie Litwa >zasnęła< i przespała XVII- i XVIII-wieczną historię wileńskiego baroku, Uniwersytetu Wileńskiego, Konstytucję 3 Maja i obudziła się pod koniec XIX wieku; dlatego też kilkuwieczna historia Wilna stała się jej obca.”
Jego zdaniem rację ma profesor Edward Gudaviczius, który stwierdził, że „nie chrzest zadecydował o polonizacji Litwy, lecz zbyt późny chrzest, Polska była bowiem jedyną szansą Litwy włączenia się do cywilizacji zachodniej”. Bumblauskas dopowiedział: „Polska była nauczycielem Litwy”.
Wedle jego opinii należy wreszcie skorygować dominujący w myśleniu Litwinów pogląd, wedle którego Unia Lubelska odebrała im suwerenność, podczas gdy „w Konstytucji 3 Maja była mowa o dwóch podmiotach, dwóch równoprawnych państwach”.
Sądzę, że to odważne wystąpienie litewskiego historyka powinno dać do myślenia władzom i sądom jego kraju. Te ostatnie wciąż walczą bowiem z używaniem języka polskiego na Litwie i nakazują usuwanie dwujęzycznych tablic z nazwami ulic. Nadal obowiązuje też ustawa litewskiego Sejmu, nakazująca stosowanie w dowodach osobistych pisowni imion i nazwisk zgodnie z zasadami litewskiej ortografii.
Polski rząd zapewnił w maju br., że zależy mu na „zapewnieniu Polakom, w szczególności na Białorusi i w Republice Litewskiej, warunków właściwej realizacji praw mniejszości narodowych oraz odnośnych zapisów traktatowych”. Rząd litewski nie przyjął jednak tych słów z życzliwym zrozumieniem i konsekwentnie zwalcza polskie nazwy ulic, co może skończyć się – jak zapowiadają mieszkający w okręgu sołecznickim Polacy – wniesieniem sprawy do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu.
Być może sejmowe wystąpienie prof. Alfreda Bumblauskasa spowoduje wreszcie znaczącą zmianę stanowiska Litwinów w tej kwestii, jak również zobliguje autorów pisanych za Niemnem podręczników szkolnych do nieco innego, bliższego prawdzie przedstawiania historii złożonych relacji sąsiednich narodów i państw. Powinno ono też dać do myślenia nazbyt zapalczywym polskim nacjonalistom, tradycyjnie patrzącym na Litwę i Litwinów z góry, a także z zupełnie zbędnym protekcjonalizmem.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE