Bardzo denerwują mnie powtarzające się co rok, z początkiem października, informacje o odprawianych w różnych miastach mszach świętych dla zwierząt. Są to oczywiście medialne uproszenia, ponieważ zapraszający na nie w dniu (lub w najbliższą mu niedzielę) swego patrona, czyli \"biedaczyny z Asyżu\" franciszkanie wyraźnie podkreślają, że będą je odprawiać w intencji opiekunów zwierząt.
Niestety, księża swoje, a dziennikarze swoje. Oczywiście sprowadzane przed kościoły w pierwszą niedzielę października zwierzęta można pokropić święconą wodą (podobnie jak samochody, tablice pamiątkowe, budynki, nawet całe miasta), ale mszy świętej odprawić za nie się po prostu nie da.
Niektórzy ludzie tak bardzo lubią swoje zwierzaki (wzdragam się przed zastosowaniem słowa "kochają", bo ono też pasuje wyłącznie do relacji międzyosobowych), że chcąc, aby spłynęło na nie Boże błogosławieństwo, ciągną je - zazwyczaj bez zbytniego entuzjazmu z ich strony - na place przed kościołami w dniu poświęconym Świętemu Franciszkowi. Można na to patrzeć z sympatią, można obojętnie, generalnie nie ma w tym z pewnością nic nagannego, byle nie popadać w przesadę, choćby tylko terminologiczną.
Jeszcze lepiej byłoby jednak, gdybyśmy pamiętali o elementarnym szacunku dla zwierząt - którego praktycznie uczył ludzi święty z Porcjunkuli - na co dzień i bardziej zdecydowanie reagowali na wszelkie przejawy okrucieństwa wobec nich, z jakich mamy, niestety, coraz częściej do czynienia.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE