Jedna z największych kreatur ostatniego okresu istnienia PRL, wyjątkowy wredny propagandzista stanu wojennego, patologiczny kłamca i największy lizus w ekipie generała Wojciecha Jaruzelskiego po 1981 roku, a obecnie redaktor naczelny coraz mniej chętnie czytanego (nawet przez sieroty po komunizmie) dziennika cotygodniowego \"NIE\" Jerzy Urban ogłosił, że jeśli jego ukochanemu przywódcy zostanie obniżona - na mocy sejmowej ustawy - jako byłemu przewodniczącemu Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego emerytura, to on będzie mu osobiście wyrównywał różnicę między obecnie wypłacaną a przyszłą kwotą.
Jaruzelski doskonale wie, że Urban odegrał w latach 80. niechlubną, ale bardzo pożyteczną dla jego ekipy rolę. Tak jak potrzebni są w każdej społeczności lekarze, architekci, kapłani, kupcy, żołnierze, tak samo nie może się ono obejść bez asenizatorów, czyli mówiąc bardziej z polska: czyścicieli wychodków. Rzecznik prasowy rządu PRL z wyraźną rozkoszą podjął się pełnienia tej właśnie funkcji, pozwalającej mu wyżywać się na wszystkich, których wskazali mu zwierzchnicy.
Lepszego kandydata na to stanowisko Jaruzelski nie mógł znaleźć. Cechy charakteru Urbana idealnie zharmonizowały się z potrzebami komunistycznej propagandy. Przepraszam za brzydkie słowo, ale nie mogę nie odwołać się w tym miejscu do innego porzekadła, dobrze korespondującego z tym, co robił Urban: "prostytutka to zawód, a kurwa to charakter". Jeśli komuś uda się zatrudnić w fachu, który nie tylko przynosi mu niezłe pieniądze i inne apanaże, ale sprawia także osobistą frajdę, to może powiedzieć o sobie, że ma sporo szczęścia w życiu.
Oczywiście - by znów zacytować popularne przysłowie - "żadna praca nie hańbi", (chociaż etycy i kapłani zgłosiliby pewnie "votum separatum"), ale jej ocena zależna jest od sposobu, w jaki się ją wykonuje. A to, co wyprawiał Urban w stosunku do kleru i opozycji, pamięta jeszcze bardzo wielu Polaków.
Komunizm miał na przestrzeni swojej historii różne twarze, wśród nich także Jaruzelskiego oraz Urbana. Każda służyła innym celom i eksponowana była (lub wycofywana) wedle tzw. "mądrości etapu". Nic więc dziwnego, że moskiewskiemu namiestnikowi w Warszawie i dyktatorowi stanu wojennego, chcącemu dzisiaj uchodzić przede wszystkim za architekta historycznego porozumienia sowieckiej władzy z demokratyczną opozycją nie po drodze jest z wykrzywioną nienawiścią do wszystkich wrogów dawnego ustroju gębą Urbana.
Trudno więc wyrokować, czy po cichu serdecznie podziękuje za jego finansową inicjatywę, czy też da raczej do zrozumienia, że wyrządził mu nią prawdziwie niedźwiedzią przysługę.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE