Platforma Obywatelska chce, aby decyzje o przywróceniu polskiego obywatelstwa osobom, które zrzekły się go na podstawie ustaw z 1920, 1951 i 1962 roku, bądź utraciły je na wniosek władz (np. po 1968 roku) podejmował nie prezydent RP, lecz minister spraw wewnętrznych i administracji.
A wedle Konstytucji RP to właśnie prezydent nadaje obywatelstwo i wyraża zgodę na jego zrzeczenie się. Przywracanie go jest zaś – z punktu widzenia prawa – specyficzną formą nadania, a więc logika wskazuje, że to właśnie głowa państwa winna podejmować wszystkie decyzje w tej materii.
Myślę, że również osobom, którym będzie przywrócone odebrane im przez komunistyczny reżim PRL obywatelstwo, większą przyjemność sprawi uroczysta ceremonia w pałacu prezydenckim, aniżeli czysto administracyjna procedura w MSWiA. Skoro wyganiano ich z Polski w spektakularny sposób, to i powitanie w niej jako pełnoprawnych obywateli powinno być podniosłe i godne.
Projekt zakłada wprowadzenie zupełnie nowej kategorii: przywrócenia obywatelstwa, co – zdaniem polityków PO – spowoduje, że nie odbierze się wówczas żadnych kompetencji prezydentowi.
Nawet jeśli zgodzić się z taką argumentacją, to w obecnej sytuacji, znaczonej wciąż nowymi, poważnymi konfliktami pomiędzy głową państwa a rządem, wybuchającymi z powodu o wiele bardziej błahych powodów, radziłbym liderom Platformy odłożyć go na razie do szuflady, zwłaszcza że czeka nas wkrótce ponoć prawdziwa eksplozja legislacyjnych pomysłów koalicji rządzącej.
Po co więc całkiem niepotrzebnie otwierać nowe pole walki politycznej?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE