Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski nie po raz pierwszy idzie pod prąd lub - jak kto woli - wsadza kij w mrowisko. Wiele wskazuje na to, że wchodząca właśnie na rynek wydawniczy jego najnowsza książka pt. \"Przemilczane ludobójstwo na Kresach\" wywoła równie ostre kontrowersje, jak \"Księża wobec bezpieki\".
W wywiadzie, udzielonym dziennikowi "Polska", ks. Zaleski postawił tezę, że Kościół wyraźnie boi się dotknąć tego problemu. Jako główny powód wymienił nieznajomość historii oraz niechęć do podejmowania trudnych decyzji.
"Zwracam uwagę, że polski Kościół nie może dzielić męczenników na lepszych, którzy zginęli w obozie hitlerowskim, i gorszych, którzy zginęli na Kresach. Wychodzi się z założenia, że najlepiej jest się zająć tym, co nie budzi wątpliwości. Choćby śmierć ojca Kolbego. Jeśli sprawa dotyczy księdza zamordowanego przez sąsiadów, którzy obcinali ręce, nogi czy nawet genitalia, nikt nie chce się nią zająć. Warto też pamiętać, że robili to katolicy" - powiedział "Polsce".
Temat ukraińskich zbrodni na Kresach jest ks. Zaleskiemu bliski także z powodów rodzinnych. Doskonale zna on fakty, jakie miały tam miejsce w czasie II wojny światowej, a w ostatnich latach bardzo zbliżył się do środowisk, których korzenie tkwią na Wołyniu, Podolu i w Małopolsce Wschodniej. W wydanej właśnie książce zacytował m.in. list do prymasa Polski Józefa Glempa, w którym ich przedstawiciele pytają, dlaczego ci, co ginęli z rąk Niemców, mogą być beatyfikowani, a zabijani przez Ukraińców nie.
Bezpośrednim impulsem przystąpienia do pracy były wydarzenia z lipca br., kiedy to okazało się, że polskie władze nie chcą użyć określenia "ludobójstwo" na tzw. rzeź wołyńską, aby nie psuć stosunków z Ukrainą (opisywałem to kilkakrotnie w portalu poland.us). Właśnie wtedy osoby ze środowisk kresowych poprosiły go o napisanie książki.
Znajdują się w niej wstrząsające świadectwa zbrodni, popełnionych przez członków Ukraińskiej Powstańczej Armii na polskiej i żydowskiej ludności wschodnich Kresów II RP.
"Jedna z bardzo wstrząsających relacji pochodzi z Tarnopolszczyzny i dotyczy młodego nacjonalisty, którego matka była Polką, a ojciec Ukraińcem. W rodzinach mieszanych synowie byli tego samego wyznania, czyli tej samej narodowości, co ojcowie. Zatem on uważał się za Ukraińca. Natomiast siostry uważały się za Polki. I on dostał polecenie od dowództwa UPA zamordowania nie tylko swoich dwóch sióstr, ale i matki. I kiedy siekierą zaczął mordować siostry i matkę, w ich obronie stanął ojciec, który zabił go w walce. Ten ojciec w obawie przed zemstą nacjonalistów razem z Polakami wyjechał na ziemie zachodnie. Po raz drugi założył rodzinę i dopiero po wielu latach o tym opowiedział. Mówił też, że nacjonaliści z olbrzymią nienawiścią odnosili się do duchownych" - mówił ks. Zaleski w cytowanym wywiadzie.
Na pytanie o to, jak reagowali na to ukraińscy księża, odpowiedział:
"Niektórzy członkowie Cerkwi prawosławnej i obrządku greckokatolickiego niestety mają krew na rękach. I będzie tak, dopóki nie osądzi się tych zbrodni i nie pokaże, kto jest za nie odpowiedzialny. W wielu wypadkach księża zachęcali faszystów do mordów, zamiast ich od tego powstrzymywać. Pewien greckokatolicki duchowny wraz ze swoją córką dowodził napaścią UPA na teren wioski Korościatyn. W Kutach nad Czeremoszem ksiądz stał na czele morderców ukraińskich. Po wojnie ten duchowny uciekł do Kanady. Wiemy, że duchowni prawosławni i greckokatoliccy święcili noże czy siekiery, którymi zabijano Polaków. Podżegali do ludobójstwa, tłumacząc, że zabicie Lacha nie jest grzechem. Warto pamiętać, że Stefan Bandera, przywódca nacjonalistów, był synem księdza greckokatolickiego."
Ks. Zaleski przywołał także pamięć duchownych prawosławnych i greckokatolickich, którzy stanęli w obronie okrutnie mordowanych Polaków. Kiedy tylko ich zdrada wyszła na jaw, ginęli oni natychmiast z rąk nacjonalistów. W książce opisał przypadek księdza, który za pomoc Polakom został pobity, oblany benzyną i podpalony.
Pytany, czy warto rozdrapywać stare rany, krakowski kapłan stwierdził, że to nie jest rozdrapywanie, ale próba ich uleczenia. Zasada elementarnej sprawiedliwości wymaga rozliczenia się z tych zbrodni, dla których nie ma usprawiedliwienia. Władze Ukrainy nie są jednak jeszcze gotowe na takie odważne zmierzenie się z tragiczną przeszłością,
ponieważ obecny prezydent Wiktor Juszczenko ostentacyjnie otacza się
weteranami z UPA. Także jego żona, która wywodzi się z rodziny nacjonalistów, mocno popiera te środowiska.
"Każde ludobójstwo wymaga osądzenia. A jeśli się nie opisze tych wszystkich zbrodni, to później znów jakiś szaleniec powie, że istniała wyższa konieczność" - zakończył wywiad ks. Zaleski.
Na koniec warto przytoczyć kilka zacytowanych przez "Polskę" fragmentów "Przemilczanego ludobójstwa na Kresach":
"Jednym z podstawowych obowiązków Kościoła jest troska i pamięć o tych, którzy oddali swe życie za Chrystusa. Wyraźnie to sformułował papież Jan Paweł II:
>Nasz wiek, nasze stulecie ma swe szczególne martyrologium, jeszcze nie w pełni spisane. Trzeba je zbadać, trzeba je stwierdzić, trzeba je spisać. Tak jak spisały martyrologię pierwsze wieki Kościoła, i to jest do dzisiaj naszą siłą, tamto świadectwo męczenników pierwszych stuleci. Proszę wszystkie Episkopaty, ażeby do tej sprawy przywiązały należytą uwagę>.
Po latach, które upłynęły od tego apelu, trzeba ze zdziwieniem stwierdzić, że Episkopat Polski wywiązuje się z tego polecenia papieskiego w sposób niezbyt konsekwentny, a w niektórych sprawach wręcz wybiórczy. (...)
Dalsze milczenie Episkopatu Polski będzie niestety tylko potwierdzeniem, że nie we wszystkich sprawach potraktowano poważnie apel Sługi Bożego Jana Pawła II. (...)
Kiedyś pytałem greckokatolickich kleryków o mordy na Wołyniu. W odpowiedzi usłyszałem, że była to >wojna polsko-ukraińska<, a wszystkiemu winni byli Niemcy, Polacy i Rosjanie, którzy przez wieki okupowali ruskie ziemie. UPA zaś, według moich rozmówców, walczyła nie tylko w obronie Ukrainy, ale i w obronie obrządku greckokatolickiego. Jeżeli tak uważa przynajmniej część ukraińskich duchownych, to ich obrządek jest po raz kolejny w swej historii na zakręcie. I to nadzwyczaj niebezpiecznym."
Jestem pewien, że najnowsza książka księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego wywoła wielką burzę tak w Polsce, jak i na Ukrainie, a prawdopodobnie również w Rosji (z uwagi na niechlubne zachowania niektórych prawosławnych popów). Nie ma w niej bowiem lukrowania prawdy i ukrywania trudnych tematów, ale wręcz przeciwnie: ludobójstwo nazwane jest ludobójstwem, a haniebna rola, jaką odegrało w nim duchowieństwo greckokatolickie i prawosławne przedstawiona bez żadnej osłonek.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE