Coraz częściej zdarza się, że zmęczeni wędrówką po Tatrach tzw. niedzielni turyści dzwonią do ratowników i żądają zwiezienia ich na dół ze szlaku. Jeżeli takie wezwania okazują się w oczywisty sposób bezzasadne, sprawa może skończyć się interwencją policji tak jak w opisanym poniżej przypadku.
Kilka dni temu 29-letnia turystka z Warszawy zatelefonowała do centrali Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Zakopanem informując, że jest kontuzjowana, bolą ją kolana i czeka na pomoc w schronisku na hali Ornak. Przeprowadzony przez ratownika dyżurnego wywiad telefoniczny wykazał, jednak że była ona po prostu zmęczona wycieczką z poprzedniego dnia.
„Ratownicy polecili jej, by spokojnie odpoczęła, bo byli zaangażowani w inne, poważniejsze zdarzenia w górach, a jak będzie taka możliwość, przewiozą ją w późniejszym terminie. Turystka jednak w ordynarny sposób próbowała wymusić interwencję. Dyżurnemu ratownikowi powiedziała: <Będzie pan miał przesrane, jak nie przyjedzie samochód>” - czytamy w depeszy Polskiej Agencji Prasowej.
Rzeczniczka zakopiańskiej policji Agnieszka Szopińska wyjaśniła w rozmowie z PAP, że jeśli wpłynie formalne zawiadomienie od TOPR, to postępowanie policyjne będzie prowadzone w kierunku wywołania niepotrzebnej czynności przez fałszywą informację lub blokowania numeru alarmowego. Takie wykroczenie jest zagrożone karą aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 500 złotych.
- Nieuzasadnione zgłoszenia w górach zdarzają się od czasu do czasu, jednak trzeba mieć świadomość, że każde nieuzasadnione wezwanie, bądź traktowanie ratowników jak taksówkę, jest naganne i karalne - dodała w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Michał Klonowski
Polish Pages Daily News
Amerykański Portal Polaków
KATALOG FIRM W INTERNECIE