KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Wtorek, 3 grudnia, 2024   I   02:00:52 PM EST   I   Hilarego, Franciszki, Ksawery
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Gwiezdny donosiciel

21 września, 2008

Profesor Aleksander Wolszczan, największy polski astronom po Mikołaju Koperniku, chluba polskiej nauki, przez wiele lat był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL o pseudonimie \"Lange\".

Jak wynika z ujawnionych ostatnio przez Instytut Pamięci Narodowej dokumentów z jego teczki pracy, donosił owocnie i pobierał za to wysokie wynagrodzenie. Po 1989 roku nie uznał za stosowne przyznać się do haniebnej przeszłości, teraz nie zaprzecza faktom, ale bagatelizuje je, twierdząc, że nikomu nie wyrządził krzywdy i że takie były wówczas realia.
   
No cóż, nie każdy wybitny naukowiec, wielki poeta, światowej klasy artysta, itp. musi być człowiekiem nienagannym moralnie. Od wykształconego i świadomego swojego postępowania człowieka wolno jednak wymagać cywilnej odwagi, czyli w tym konkretnym przypadku przyznania się do dawnych win, zwłaszcza jeśli były one bardzo poważne.
   
I o to właśnie mam pretensję od prof. Wolszczana: że zabrakło mu tej odwagi w czasach politycznego przełomu. Gdyby wówczas publicznie pokajał się, wyraził żal i skruchę, Polacy z pewnością wybaczyliby mu, ponieważ cenią sobie szczerość oraz potrafią zastosować w praktyce chrześcijańskie zasady postępowania wobec bliźnich.
   
Jeżeli przyznał się jednak dopiero wtedy, gdy z czeluści archiwów IPN wypłynęły jego papiery, niech nie ma pretensji o to, że sporo rodaków patrzy na niego z dużą dozą pogardą, chociaż stanowi on nadal chlubę polskiej nauki. Kiedy tłumaczy zaś, że taka była specyfika życia w PRL i bez podpisania zgody na donoszenie (także na rodzonego brata!) nie wyjechałby on za granicę, a w jego dziedzinie tylko tam można było wówczas budować karierę naukową, to trzeba mu odpowiedzieć, iż wielu jego - być może równie zdolnych - kolegów nie poszło na taki układ i przez wiele lat (a niektórzy nigdy) nie rozwijało drzemiących w nich talentów, bo miało mocniejszy niż on kręgosłup moralny.
  
Prof. Wolszczana niczym nie szantażowano, ani nie straszono. Dobrowolnie informował on o wszystkim, co interesowało prowadzących go oficerów, składając obszerne opisy antykomunistycznej działalności swoich przełożonych i kolegów w kraju oraz za granicą.
   
Pytany dzisiaj o to, jak mógł tak postępować, dosyć beztrosko odpowiada, że płacił określoną, akceptowaną cenę za możliwość naukowego rozwoju, a wręczane mu przez bezpiekę prezenty...wrzucał do Wisły z mostu w Toruniu (ale tylko, jeśli nie były mu potrzebne). A w ogóle to zamierza wyjechać z Polski na stałe i mieć święty spokój.
   
Muszę przyznać, że jestem zażenowany. Oto człowiek, stanowiący żywą wizytówkę polskiej nauki okazuje się w sferze etycznej (a jest ona bardzo ważna w uniwersyteckiej działalności) osobnikiem dosyć marnej konduity.

Jerzy Bukowski