KONTAKT   I   REKLAMA   I   O NAS   I   NEWSLETTER   I   PRENUMERATA
Czwartek, 21 listopada, 2024   I   10:03:42 AM EST   I   Janusza, Marii, Reginy
  1. Home
  2. >
  3. WIADOMOŚCI
  4. >
  5. Polska

Lekcje religii czy religioznawstwa?

18 września, 2008

Kierowana przez metropolitę warszawskiego, księdza arcybiskupa Kazimierza Nycza, Komisja Wychowania Katolickiego Episkopatu Polski ustaliła, że podstawą wystawiania ocen z religii w szkołach mogą być jedynie \"poziom i postęp w opanowaniu przez ucznia wiadomości i umiejętności w stosunku do wymagań edukacyjnych, wynikających z podstawy programowej katechezy\".

Jest to wyraźne oddzielenie nauczania religii od praktykowania wiary. Za teoretyczne wiadomości będą stawiane stopnie na szkolnych świadectwach, ocena zgodności codziennego postępowania ucznia-katolika z boskimi i kościelnymi przykazaniami dokona się zaś wyłącznie w jego własnym sumieniu oraz w konfesjonale.
   
Niektórzy katecheci nie są jednak zadowoleni z tego zapisu, który ma obowiązywać we wszystkich szkołach publicznych, społecznych i prywatnych już w tym roku szkolnym. Jeden z nich powiedział "Gazecie Wyborczej":
   
"Człowiek wierzący nie może sobie odpuszczać praktyk religijnych. A teraz uczniowie dostali sygnał, że tak może być. Będą więc ambitnie walczyli o oceny z wiedzy, a wiara zostanie dla nich w tyle. To znaczy, że zaczynamy uczyć religioznawstwa, a nie religii."
   
Trudno nie przyznać racji autorowi tej wypowiedzi, ale nie sposób też kwestionować potrzeby jednoznacznego oddzielenia wiedzy od wiary, co bynajmniej nie musi skutkować ich konfliktem, o czym pięknie pouczał chrześcijan Święty Tomasz z Akwinu.
   
Takie rozdzielenie jest logicznym następstwem powrotu religii do szkół III Rzeczypospolitej. Dopóki uczyli jej księża w przykościelnych salkach, dopóty mogli oni oceniać swych podopiecznych i za wiedzę, i za żarliwość wyznawanej wiary, chociaż też można było mieć wówczas pewne wątpliwości, tyle że odwrotne do sformułowanych powyżej: niektóre dzieci i nastolatki brały udział w ceremoniach religijnych nie z głębokiej potrzeby serca, tylko z chęci przypodobania się katechecie i uzyskania lepszego stopnia. Nawet jeśli taka była ich motywacja, nie stało im się jednak nic złego z powodu częstych pobytów w pobliżu ołtarza, a być może część spośród nich ożywiła dzięki temu swoją letnią do tej pory wiarę.
   
Skoro religia zagościła jednak w programach szkolnych, trzeba było dokonać zasadniczego rozdzielenia tych dwóch dziedzin. Katechetom nie będzie już więcej wolno nakłaniać uczniów nie tylko do brania na siebie dodatkowych obowiązków religijnych, ale nawet strofować ich, a tym bardziej oceniać za nieuczestnictwo w niedzielnych i świątecznych mszach świętych, nieprzystępowanie do sakramentów, życie na bakier z Dekalogiem, itp. Pozostanie im suchy wykład doktryny, a gorliwość religijną będą mogli pobudzać jedynie podczas przerw oraz poza budynkiem szkoły i to nie nazbyt nachalnie, aby nie narazić się na zarzut molestowania młodych ludzi wiarą.
   
Ponieważ już podnoszą się głosy sprzeciwu wobec wypracowanych przez komisję Episkopatu Polski "Zasad oceniania osiągnięć edukacyjnych z religii Rzymsko-Katolickiej" w szkołach publicznych" (ale także w innych ich rodzajach), być może będą one musiały stać się przedmiotem plenarnej dyskusji polskich biskupów. Jej tłem będzie z jednej strony konstytucyjny rozdział świeckiego państwa od związków wyznaniowych, z drugiej zaś zakorzeniona od wieków w Polsce tradycja łączenia w katechezie naukowej teorii z religijnymi praktykami.

Jerzy Bukowski