Wskaż mi swoich przyjaciół, a powiem ci, kim jesteś - to stare przysłowie pasuje jak ulał do reakcji najpierw Michaiła Gorbaczowa, a następnie części rosyjskiej prasy na rozpoczęty przed warszawskim sądem proces generała Wojciecha Jaruzelskiego i jego współtowarzyszy - sprawców stanu wojennego.
Za warszawskim namiestnikiem Kremla ujął się również dziennik "Wiedomosti", według którego „proces Jaruzelskiego wywołuje zdziwienie tak w Polsce, jak i poza jej granicami” (ale chyba nie wszystkimi), ponieważ "przed sądem stanął najprzyzwoitszy z przywódców dawnych krajów socjalistycznych, którego nieszczęście polega na tym, że jest ostatnim żyjącym liderem socjalistycznego państwa".
No cóż, widocznie dla nie utulonej z żalu po utracie panowania nad krajami wschodniej Europy Moskwy wierny jej do końca Jaruzelski (jeszcze w 1988 roku wygrażał z pierwszomajowej trybuny "gębom za lud krzyczącym") rzeczywiście był najprzyzwoitszym przywódcą. Nie stawiał się jej, jak Imre Nagy, nie rezonował, jak Antoni Dubczek, nie denerwował próbami usamodzielnienia się, jak Nicolae Cauecescu, ale zawsze przyjmował tę samą postawę zasadniczą i skrupulatnie wypełniał każde postawione mu zadanie.
Chciał Związek Sowiecki docisnąć Polakom śrubę - Jaruzelski dociskał, pozwalał na drobne eksperymenty - Jaruzelski eksperymentował, przywoływał do porządku - Jaruzelski zaprowadzał porządek (jeśli trzeba, to nawet cmentarny). Jakiekolwiek wiatry wiały zza wschodniej granicy PRL, on wyczuwał je znakomicie, bo tylko w taki sposób i trzymając "ruki pa szwam" można było zasłużyć sobie na zaufanie kolejnych włodarzy Kremla.
Wzór przyzwoitości, idealnie skrojony na moskiewskie potrzeby - można powiedzieć, przyznając rację "Wiedomostiom".
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE