Przed Sądem Rejonowym dla Krakowa-Śródmieścia rozpoczął się proces trzech byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa PRL, oskarżonych o bezprawne porwanie 2 maja 1985 roku w Krakowie i pozbawione jakichkolwiek podstaw przetrzymywanie przez 48 godzin dwojga działaczy Konfederacji Polski Niepodległej: Agaty Michałek i Ryszarda Majdzika.
O tej sprawie pisałem już w portalu poland.us 8 listopada 2007 roku w artykule pt. "Porywacze z bezpieki":
Oboje zostali siłą wciągnięci do nieoznakowanego samochodu i przewiezieni do siedziby bezpieki przy ulicy Mogilskiej. W ten sposób chciano ich zniechęcić do udziału w 3-majowym pochodzie. Działo się to na oczach świadków (m.in. Antoniego Piekałkiewicza), którzy zgłosili na policji porwanie dwojga ludzi przez nieznanych sprawców. (...)
Michałek wytoczyła Wojewódzkiemu Urzędowi Spraw Wewnętrznych proces o naruszenie dób osobistych i ku zdumieniu wszystkich wygrała go. Dzięki temu zachowały się akta sprawy z nazwiskami funkcjonariuszy SB, którzy dokonali aktu porwania, a następnie wulgarnie obrażali ją i Majdzika, strasząc m.in. ”kamulkami do nóg” (a było to pół roku po porwaniu i zabójstwie księdza Jerzego Popiełuszki, wobec którego podobnego zwrotu użył kapitan Grzegorz Piotrowski).
Warto dodać, że z tamtego procesu pochodziło kuriozalne zeznanie jednego z zasiadających dzisiaj na ławie oskarżonych esbeków, który stwierdził, że zatrzymana musiała wiedzieć, iż nieoznakowany radiowóz jest samochodem policyjnym, ponieważ część ludzi natychmiast uciekła na jego widok, a „gdyby powódka stała dalej, moglibyśmy zatrzymać kogoś innego, a nie ją”.
Jeszcze zanim Michałek napisała cywilny pozew, złożyła doniesienie o popełnieniu przestępstwa do prokuratury. Wobec szybkiego umorzenia postępowania obiecała sobie, że jeśli nastanie kiedyś niepodległa Polska, wznowi starania o przykładne ukaranie funkcjonariuszy SB.
Tak też się stało dzięki stanowczości i uporowi jej oraz Majdzika, których wsparł pion śledczy Krakowskiego Oddziału IPN. Oskarżeni esbecy stawili się na pierwszej rozprawie, nie przyznali się do winy i nie chcieli komentować aktu oskarżenia. Grozi im kara do pięciu lat pozbawienia wolności.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE