Z kobietami nie ma żartów. Jeśli ktoś chce z nimi zadzierać lub w jakikolwiek sposób im się narazi - nawet mając dobre intencje - musi liczyć się z poważnymi konsekwencjami.
Okazuje się nawet, że określenie „najmilsza” można dzisiaj uznać za politycznie niepoprawne, obraźliwe, uwłaczające dziewczęcej czci, poniżające.
Od ponad 60 lat w trakcie krakowskich juwenaliów wybierana jest „najmilsza studentka”. Takie samo współzawodnictwo organizują zapewne także inne polskie miasta, w których działają wyższe uczelnie, a jest ich bardzo wiele.
Do tej pory nikomu to nie przeszkadzało, ale w tym roku na Facebooku wybuchła burza, ponieważ niektóre studiujące pod Wawelem niewiasty (można jeszcze używać tego pięknego słowa?) stwierdziły, że przymiotnik „najmilsza” nie odpowiada im, zwłaszcza, że zwycięzca konkursu po stronie męskiej otrzymuje tytuł „super studenta”, co jakoby sugeruje, że jest kimś lepszym.
Część białogłów (a może to średniowieczne określenie kobiet też je obraża?) stawia sprawę pryncypialnie: skoro jest wybierany „super student”, to powinna być także wyłaniana „super studentka”, bo „najmilsza” kojarzy się z osobą uległą, pragnącą być przyjemną dla wszystkich, wyróżniającą się bardziej zachowaniem niż przymiotami charakteru.
Chciałbym spuentować ten felieton okrzykiem: „No i masz babo placek!”, ale wtedy już na pewno zostałbym okrzyknięty seksistą i mizoginem.
Jerzy Bukowski
Dziennik Polonijny
Polish Pages Daily News
KATALOG FIRM W INTERNECIE