Zalew wodny w Kryspinowie reklamuje się jako \"krakowski Balaton\". Jest to bardzo ładnie położony teren rekreacyjny, tętniący życiem od późnej wiosny do wczesnej jesieni. Imponuje baza gastronomiczna, pojawiły się wreszcie stałe i przenośne toalety oraz prysznice, jest duży parking, są liczne wodne atrakcje (zjeżdżalnia, wypożyczalnia sprzętu pływającego), opiekę nad kąpiącymi się sprawują ratownicy. Jednym słowem: Europa.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego moi rodacy kreują gigantyczny bałagan w miejscu miłego wypoczynku, zwłaszcza w weekendy, kiedy do Kryspinowa przyjeżdżają tłumy ludzi spragnionych słońca i kąpieli. Jest dla mnie wręcz niepojęte, jak można spokojnie leżeć na kocu, czy materacu, wokół którego walają się puste butelki, puszki, papiery, opakowania po różnych produktach żywnościowych i kosmetykach. Śmieci unoszą się również na powierzchni wody. I najwidoczniej nikomu to w ogóle nie przeszkadza.
W dodatku niektórzy przesadnie oszczędni plażowicze przywożą ze sobą przenośne grille, co skutkuje spowijającym brzeg zalewu dymem. Zamiast zjeść kiełbasę, karkówkę, ziemniaka czy kiszkę z rusztu w jednym z licznych punktów gastronomicznych, wyposażonych w pochłaniacze dymu nad paleniskiem, niepotrzebnie zatruwają atmosferę sąsiadom. Nawet w słoneczne dni można odnieść wrażenie, że nad wodą unosi się gęsta mgła.
Byłem niemile zaskoczony tym, co zobaczyłem ostatnio w Kryspinowie. Takie same podmiejskie tereny rekreacyjne w innych państwach Europy są czyste, zadbane i zachęcają do wypoczynku. Szkoda, że tak chętnie krytykujący inne nacje Polacy nie potrafią brać z nich dobrego przykładu w tej delikatnej materii, która bardzo dużo mówi o każdym narodzie.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE