Kibice Cracovii i Wisły Kraków podjęli kolejną próbę zakopania wojennego topora. Zamiast polować na siebie nawzajem, bić się (a nawet zabijać) i niszczyć wszystko dookoła, postanowili razem wyjechać na 10-dniowy obóz przetrwania, zlokalizowany na Podhalu. Będą tam biegać na orientację, wspinać się i spływać górską rzeką.
"Święty pokój" zamiast "świętej wojny" - czy to możliwe? czy ten pomysł nie okaże się chybiony? czy skłóceni od wielu lat kibice zdołają przezwyciężyć uprzedzenia wobec siebie? Takie pytania są uzasadnione, zwłaszcza jeśli przypomni się całkiem jeszcze niedawne awantury uliczne fanów Cracovii i Wisły z użyciem noży, łańcuchów i tasaków, zdemolowane stadiony, samochody, sklepy.
Na nic zdały się wysiłki kapelanów obu drużyn, którzy nawoływali ich kibiców jeśli nie do zgody, to przynajmniej do wzajemnej tolerancji. Niedługo przetrwało także zawieszenie broni, ogłoszone trzy lata temu na wieść o śmierci Papieża Jana Pawła II.
Finansujący owe obozy (ma być zorganizowanych - w zależności od powodzenia eksperymentu - kilka turnusów) Urząd Miasta Krakowa doskonale wie, że kibice nie zapałają do siebie z dnia na dzień miłością. Chodzi jednak o to, aby zmniejszyć poziom agresji wśród nich, a przez to wpłynąć na poprawę bezpieczeństwa oraz uzyskać choćby niewielkie sukcesy wychowawcze.
Obozowa integracja będzie się odbywać pod okiem instruktorów i terapeutów Krakowskiego Towarzystwa Pomocy Uzależnionym.
Jeśli ta bardzo ciekawa inicjatywa sprawdzi się (w co osobiście, pomny fatalnych doświadczeń z przeszłości, mocno wątpię), w ślady Krakowa zapewne zechcą pójść inne polskie miasta, w których derbowe pojedynki drużyn piłkarskich są od lat meczami podwyższonego ryzyka. A jest ich sporo.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE