Czy można sobie wyobrazić maszerujących żołnierzy bez śpiewu na ustach? Piosenka towarzyszy im podczas przemierzania kilometrów po drogach i bezdrożach, jak również w trakcie odpoczynku na kwaterze. Armia, która nie śpiewa, może być słusznie podejrzewana o defetyzm.
Żołnierz śpiewa w różnych okolicznościach: kiedy czuje się dobrze piosenka pomaga mu wyrazić radość, gdy gnębi go chandra i tęsknota za pozostawionymi gdzieś daleko najbliższymi znajduje w niej pocieszenie oraz zapomnienie. Radość wyzwala w nim chęć spontanicznego włączenia się w chór męskich głosów, smutek skłania go do anonimowego wtopienia się w nie.
Mówi się, że Polacy nie umieją i nie lubią śpiewać. Z pewnością nie dorównujemy wokalnymi talentami Włochom, czy Hiszpanom, ale nie mamy się też czego wstydzić. Zamiłowanie do uzewnętrzniania nastrojów poprzez śpiew cechowało nasz naród przez wiele wieków.
Ogromne szkody poczynili jednak w tej sferze komuniści, którzy skutecznie zniechęcili Polaków do grupowego wykonywania tradycyjnych pieśni i piosenek. Te chętnie śpiewane okazały się zakazane, te odgórnie narzucane budziły zaś zrozumiałe obrzydzenie, chociaż wielu z nich nie można było odmówić ładnej linii melodycznej. Ulubione utwory przodków śpiewano więc konspiracyjnie: po domach, na obozach harcerskich, w nielegalnych organizacjach.
Po odzyskaniu niepodległości trzeba było zacząć odbudowywać zamiłowanie do śpiewu tak wśród żołnierzy, jak i cywilów. Pierwsi dzielnie ćwiczyli patriotyczny repertuar w koszarach, drugim pozostały głównie takie imprezy, jak organizowane w Krakowie przez Loch Camelot i Bibliotekę Polskiej Piosenki "Lekcje Śpiewania".
Początkowo wydawało się, że będzie to trudne, wręcz niewykonalne zadanie. Polacy wstydzą się bowiem otwierać usta przed samymi sobą, a co dopiero przed szerszą publicznością. Wkrótce okazało się jednak, że entuzjazm organizatorów szybko udzielił się uczestnikom muzycznych spotkań. Najlepiej świadczy o tym wzrastająca liczba rozdawanych podczas nich śpiewników.
Bardzo cieszę się, że "lekcje śpiewania" towarzyszą od kilku lat Marszom Szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej Strzelców Józefa Piłsudskiego. Wiadomo przecież, że "kadrówka" wyruszała z krakowskich Oleandrów ze śpiewem. W jej szeregach, podobnie jak później w Legionach, nie brakowało utalentowanych autorów, piszących teksty piosenek, które stały się przebojami w okresie Dwudziestolecia.
Wykonywano je nie tylko w Wojsku Polskim, ale także na rodzinnych i towarzyskich spotkaniach, rozbrzmiewały nimi szkoły oraz modne lokale. Ponieśli je do boju żołnierze września 1939 roku, nucili członkowie Armii Krajowej, pomagały przetrwać uczestnikom powojennej konspiracji antykomunistycznej.
Teraz odżywają w społecznej świadomości, powoli, ale systematycznie odzyskując w niej należne im miejsce. Dzieje się tak dzięki wielu społecznym inicjatywom w całym kraju, choć - jako krakowianin - nie znam lepszej, ani bardziej skutecznej, niż wspomniane "Lekcje Śpiewania".
Ich zaletą jest nie tylko ciekawy sposób prowadzenia, zachęcający do otwierania ust nawet osoby przekonane, że nie potrafią wydobyć z siebie prawidłowych dźwięków, ale także rozdawanie śpiewników. Wiadomo bowiem, że Polacy najczęściej znają tylko jedną, góra dwie zwrotki każdej piosenki i refren. Wypominał im to zawsze Papież Jan Paweł II, zawstydzając wykonywaniem wielu zupełnie przez większość rodaków zapomnianych zwrotek kolend.
Jest takie stare kościelne powiedzenie: "kto śpiewa, ten dwa razy się modli". Można je strawestować, mówiąc że kto włącza się w patriotyczny chór, ten podwójnie deklaruje swoją miłość ojczyzny. Powinniśmy się cieszyć, że dla udowodnienia jej wystarczy dzisiaj trochę pomuzykować, a nie brać do ręki karabin.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE