Nowelizacja ustawy o IPN jest tematem dla mediów na całym świecie. Powód jest oczywisty - sprawa dotyczy relacji Polski z dwoma niezwykle wpływowymi państwami Stanami Zjednoczonymi i Izraelem oraz niezwykle delikatnej kwestii Holocaustu, które jest przedmiotem oficjalnej polityki państwowej obu tych państw. Przypomnijmy, że Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, największa na świecie placówka zajmująca się upamiętnieniem i edukacją na temat Zagłady, w swej amerykańskiej nazwie ma na początku United States (czyli państwowe) po czym Holocaust Memorial Musuem. Ludobójcze zjawisko Holocaustu z jego opisem i interpretacją jest częścią amerykańskiej racji stanu.
Nie da się zatem regulacji prawnych na temat polskiej interpretacji tej zbrodni uczynić sprawą wyłącznie polską i bez reakcji zewnętrznych. Mówiła o tym dobitnie w Senacie Anna Maria Anders, córka legendarnego polskiego dowódcy czasu II wojny, dla której Ameryka jest drugim domem i w której posiada wielu przyjaciół na Kapitolu, także Amerykanów żydowskiego pochodzenia.
Amerykański sygnał w postaci oświadczenia Departamentu Stanu jest wystarczająco czytelny. Zwłaszcza jego ostatnie zdanie. Nie wydaje się trafnym wnioskiem, że skoro Departament Stanu zwraca się z prośbą o przemyślenie i przepracowanie nowelizacji, a puszcza się to mimo uszu, Waszyngton machnie ręką. Skoro nie machnie, powstaje pytanie czy kolizyjność kursu polityki USA i Polski jest komukolwiek potrzebna. Może jedynie Moskwie.
Stąd też ton wielu komentarzy, że prezydent Andrzej Duda powinien nowelizację zawetować oraz doprowadzić do takiego jej kształtu, który naszych sojuszników bulwersować nie będzie, a polskiej zdolności sojuszniczej wystawiać na próbę.
Pamiętajmy i przypominajmy: ZGODA BUDUJE, NIEZGODA RUJNUJE.
KATALOG FIRM W INTERNECIE