\"Nie jest prawdą, że tylko ja dostrzegam wilcze oczy Donalda Tuska, bo bardzo wielu ludzi to dostrzega. Mnóstwo takich ludzi znam, gdyby był proces, mogę mnóstwo świadków dostarczyć. Oczy Donalda Tuska, w chwilach gdy się denerwuje, robią - nie tylko na mnie - starszne wrażenie.\"
Wiem, że na Kaczyńskiego nie sposób wpłynąć i nawet jego najbliżsi współpracownicy nie mają szansy (a podejrzewam, że także odwagi), aby poprosić go o zmianę stylu publicznych wypowiedzi, ale powinni jednak starać się to uczynić, ponieważ niemal każda z nich obniża prestiż PiS.
Od słownych harców, polegających głównie na obrażaniu wrogów, każda partia ma swoich specjalistów. Nie brak ich także w PiS. Po co więc ma się w nie angażować sam prezes? Rozumiem, że może mu się to przydarzyć w ferworze ostrej, politycznej wymiany zdań z liderami innych ugrupowań. Dlaczego pozwala sobie jednak na takie "zwischenrufy" w spokojnym wywiadzie radiowym, przeprowadzanym przez wyraźnie sympatyzującego z nim dziennikarza?
Do walki z Januszem Palikotem, Kazimierzem Kutzem, Ryszardem Kaliszem i Jerzym Wenderlichem można w PiS wyznaczyć przynajmniej kilku werbalnych fighterów typu Jacka Kurskiego, Tadeusza Cymańskiego, Zbigniewa Girzyńskiego. Prezes partii nie powinien natomiast rozmieniać się na drobne i skupiać swojej uwagi na obmyślaniu bardziej lub mniej zgrabnych figur retorycznych, mających pogrążyć w oczach opinii publicznej Donalda Tuska, bo po pierwsze nie takie jest jego zadanie, a po drugie niezbyt dobrze mu to wychodzi.
Może znajdzie się jednak w Prawie i Sprawiedliwości ktoś na tyle odważny, żeby wytłumaczyć Jarosławowi Kaczyńskiemu niestosowność jego zachowania w tej materii?
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE