W różnych krajach różnie traktuje się sportowców, zwłaszcza jeżeli wejdą w konflikt z kodeksem karnym. W Polsce dominuje tendencja do usprawiedliwiania ich, przyznawania im racji nawet w sytuacjach ewidentnego przekroczenia nie tylko moralnych i obyczajowych, ale także prawnych norm, wybaczania popełnionych win z uwagi na to, że \"są młodzi\", \"działają w stresie\", albo \"muszą się wyszumieć\".
Naszym sportowcom wciąż wydaje się jednak, że wolno im zdecydowanie więcej niż zwykłym śmiertelnikom. Czując poparcie równie prymitywnych jak oni sami kibiców, pozwalają więc sobie na takie zachowania, jakimi popisali się ostatnio w Mielnie piłkarze Radosław Majdan i Piotr Świerczewski.
Nie tylko zakłócili w godzinach nocnych spokój w pensjonacie, w którym biesiadowali, ale w dodatku wulgarnie odnieśli się do usiłujących zwrócić im uwagę policjantów. Kiedy na grzeczne prośby stróże prawa usłyszeli stek wyzwisk, przystąpili do rutynowych w takich sytuacjach działań, napotykając jednak fizyczny opór przebrzmiałych gwiazd polskiej ekstraklasy.
Najgorsze było jednak to, w jaki sposób przedstawiał później, już po opuszczeniu aresztu, przebieg tego wydarzenia Majdan. - Piotrek był skatowany. Policjanci wycierali jego twarzą beton. Zachowywali się, jak ZOMO. Rzuciłem się na ratunek koledze, bo obawiałem się o jego życie - tłumaczył swoją wersję wypadków licznie zgromadzonym przed budynkiem aresztu dziennikarzom, powtarzając ją następnie w TVN 24.
- Tak to jest, jak się daje pałkę do ręki człowiekowi o inteligencji glona. A jak ktoś chce odpocząć, to niech jedzie do sanatorium - arogancko dorzucił Cezary Majdan, brat byłego bramkarza Wisły Kraków.
- To żenujące słowa, obrażające całą policję - w taki sposób skomentował obie wypowiedzi w tej samej stacji telewizyjnej rzecznik Komendanta Głównego Policji Państwowej Mariusz Sokołowski. Kategorycznie odrzucił on zarzuty, że funkcjonariusze byli agresywni wobec pijanych piłkarzy. I wyjaśnił:
- Policjanci, którzy przyjechali na interwencję nie robili tego we własnym imieniu. Nie pojechali tam na imprezę z piłkarzami, nie pojechali po to, żeby dostać autografy. Pojechali, bo zostali wezwani przez ludzi, którzy chcieli tam odpocząć – powiedział Sokołowski. - A brat pana Majdana mówi, że jeśli ktoś chce odpocząć, to niech jedzie do sanatorium, a nie do Mielna. Różnie ludzie odpoczywają i musimy to uszanować.
Sokołowski podkreślił, że nie będzie się zniżał do poziomu piłkarza i odpowiadał inwektywami. Zaznaczył jedynie, że relacja Majdana jest pozbawiona prawdy i sensu, gdyż to policjanci, a nie piłkarze mieli po całym zajściu obrażenia ciała.
– Interweniujący funkcjonariusze są na zwolnieniach lekarskich. A dowody w sprawie, m.in. ich obdukcja, pozwoliły na przedstawienie piłkarzom zarzutów oraz zastosowanie przez sąd środków zapobiegawczych w postaci poręczeń majątkowych i zakazu opuszczania kraju – powiedział w TVN 24 Sokołowski.
Koszalińska prokuratura postawiła sportowcom zarzuty wymuszania przemocą na policjantach odstąpienia od czynności służbowej oraz ich znieważania. Obaj mają jeszcze dodatkowe zarzuty: jeden jest podejrzany o znieważenie policjantów, drugi zaś o spowodowanie u jednego z funkcjonariuszy obrażeń ciała powyżej 7 dni.
Jestem nawet skłonny przyznać rację Majdanowi i Świerczewskiemu, że w końcowej fazie interwencji (po ściągnięciu posiłków) policjanci byli już bardzo wkurzeni słownym i czynnym stawianiem oporu przez piłkarzy i nie żałowali im środków bezpośredniego przymusu. Ale zostali przecież przecież do tego wcześniej przez nich samych sprowokowani.
Porównywanie zachowania poskramiających pijaków funkcjonariuszy do działań ZOMO przeciw opozycji w latach komunizmu i wmawianie opinii publicznej, że wypiło się na pewno mniej niż wskazał alkomat jest zaś dodatkowym argumentem przeciwko Radosławowi Majdanowi, będącemu nie tylko zawodowym piłkarzem, ale również radnym Zachodniopomorskiego Sejmiku Wojewódzkiego z ramienia Platformy Obywatelskiej, czyli - teoretycznie - człowiekiem publicznego zaufania.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE