Zbigniew Ziobro jest jedną z największych nadziei braci Kaczyńskich. Jego błyskotliwa kariera w szeregach Prawa i Sprawiedliwości oraz pełnienie odpowiedzialnej funkcji ministerialnej we współtworzonym przez to ugrupowanie rządzie pozwala widzieć w nim młodego, ambitnego, ale zarazem dobrze fachowo przygotowanego, poważnego i w pełni lojalnego wobec swoich przełożonych polityka.
W każdej partii są ludzie do różnych zadań: jedni nadają się do wiecowania i awanturowania, drudzy do prowadzenia polemik w sejmowej sali, jeszcze inni do żmudnej, ale rzetelnej pracy programowej. Mądry przywódca umie kierować każdego ze swych podwładnych na te fronty, na których czuje się on najlepiej i ma spore szanse zrobienia czegoś dobrego dla swojego ugrupowania.
Z tego punktu widzenia za całkowicie chybiony uważam pomysł przyjazdu Ziobry na z założenia burzliwe posiedzenie Rady Miasta Sopotu w sprawie zarzutów o korupcję wobec prezydenta Jacka Karnowskiego.
Rozumiem oczywiście motywację ściągnięcia go nad Bałtyk, ponieważ jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny RP dzielnie walczył z wszelkimi przejawami przestępczości zorganizowanej, w tym korupcji na wysokich szczeblach władz państwowych i samorządowych, ale czy nie szkoda - przepraszam za wyrażenie - zużywać go teraz w ulicznych potyczkach z tłumem?
Od takich zadań są przecież inni politycy PiS, którzy podejmują się ich bardzo chętnie i z dużym powodzeniem. Zbigniew Ziobro powinien wystrzegać się udziału w awanturach, jeśli nie chce szybko i zupełnie niepotrzebnie roztrwonić swojego kapitału politycznego.
Jerzy Bukowski
KATALOG FIRM W INTERNECIE